Joachim Beuckelaer, „Jezus w domu Marty i Marii” olej na desce, 1568, Muzeum Prado, Madryt.
Czasami duchowość schodzi w naszym życiu na dalszy plan. Nie znajdujemy czasu, żeby zastanowić się nad swoim postępowaniem, nad naszymi relacjami z Bogiem i z ludźmi. Troszczymy się przede wszystkim o sprawy materialne. Praca wypełnia nie tylko większość naszego czasu, ale nawet naszych myśli. Taką postawę życiowią ilustruje obraz Joachima Beuckelaera.
Jesteśmy w domu Marty i Marii, dwóch sióstr Łazarza. W Ewangelii według św. Łukasza czytamy, że pewnego razu Jezus przyszedł tam w odwiedziny. Marta krzątała się w kuchni, chcąc Mu usłużyć, przygotować jak najwspanialsze potrawy. Jej siostra zaś usiadła u stóp Mistrza i słuchała, co mówił. Marta długo patrzyła na to z niechęcią. Wreszcie nie wytrzymała. Zwróciła się do Jezusa z prośbą, by nakazał Marii, żeby jej pomogła. „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę (…)” (Łk 10,41–42) – usłyszała w odpowiedzi.
Już na pierwszy rzut oka dzieło flamandzkiego mistrza nas zaskakuje. Na pierwszym planie widzimy bowiem nie nauczającego Jezusa, ale bogato wyposażoną kuchnię. Marta wraz ze służącą krząta się w swoim królestwie. Musimy dobrze się przypatrzyć, żeby daleko w tle zobaczyć niewielkie sylwetki siedzącego na krześle Chrystusa i słuchających Go osób, wśród których znajduje się Maria. Mamy więc zadziwiającą sytuację: to, co najważniejsze, jest zepchnięte na drugi plan. Jezusa prawie nie widać, możemy za to podziwiać w szczegółach okazałe wiktuały: królika, bażanty, drób, rybę, kapustę… Spomiędzy nich spogląda na nas pogodna i zadowolona twarz Marty.
Marta nie zauważa, że zabiegając tak bardzo o sprawy materialne, traci coś znacznie ważniejszego, coś, co w jej życiu jest zepchnięte na bardzo daleki plan. A my, czy jesteśmy bardziej podobni do Marty, czy do Marii? – zdaje się pytać artysta.
«« | « |
1
| » | »»