Uzbrojeni milicjanci otoczyli barak, w którym siedział łysawy, chudy ksiądz. Tajniacy obstawili sąsiednie ulice. Tak wyglądała likwidacja niezwykłego ruchu o nazwie Krucjata Wstrzemięźliwości.
Do tych wydarzeń doszło w centrum Katowic w 1960 roku. Krucjata była ruchem ogólnopolskim. Zapisało się do niej ponad 100 tys. Polaków. Dla komunistów był to szok: oto w kraju wyrósł im niespodziewanie i spontanicznie największy oddolny ruch w całym Bloku Wschodnim. Właśnie mija 50 lat od jego powołania.
Jeszcze bardziej szokujące jest, że tych ponad 100 tys. członków zobowiązało się do całkowitej abstynencji od alkoholu. Nie dlatego, żeby uważali alkohol za coś złego. Abstynencja to była ich ofiara, złożona Bogu. Ludzie masowo przystępowali do Krucjaty po rekolekcjach, z którymi jeździł po Polsce właśnie ten chudy ksiądz, a potem też setki jego współpracowników. Ksiądz nazywał się Franciszek Blachnicki.
Armia mówi: dziękuję
– Jak to możliwe, że aż tylu ludzi zdecydowało się na tak wielką ofiarę? Z powodu magnetyzmu księdza Blachnickiego? – zastanawiam się. – Nie, bracie, z powodu magnetyzmu Pana Boga i Matki Bożej – odpowiada sędziwy ksiądz Stanisław Zarych z Przemyśla. Był współpracownikiem i przyjacielem księdza Blachnickiego. Chwilę, kiedy sam podpisał deklarację przystąpienia do Krucjaty, pamięta jak dziś. W jasnogórskiej kaplicy ks. Blachnicki rozdał księżom trzy wersje deklaracji abstynencji: na rok, na czas Wielkiej Nowenny i na całe życie. Poprosił o przemyślenie sprawy. – No więc ja myślę: na jeden rok, to szkoda papieru – wspomina ks. Stanisław. – Wielka Nowenna miała trwać jeszcze siedem lat, to było już coś. Ale krótko wcześniej mój biskup zrobił mnie w kurii referentem do spraw trzeźwości. Więc podpisałem na całe życie. No i bracie mam już 84 lata i ciągle jestem abstynentem – wyjaśnia wesoło.
Ale w imię czego tak się męczyć? – No więc ksiądz Franciszek Blachnicki mówił nam w 1957 roku, że po parafiach spotkał ogromną biedę, którą był alkoholizm i rozwiązłość – wspomina pani Dorota Seweryn, która pomagała tworzyć Krucjatę. – Mówił: musimy się tym zająć, poświęcić wszystkie siły – dodaje.
Twórcy Krucjaty uznali, że zwykli przyzwoici ludzie, którzy piją z umiarem i pozostają trzeźwi, dla powstrzymania polskiego pijaństwa są bezużyteczni. Tylko obecność w towarzystwie jednego lub kilku całkowitych abstynentów może złamać polski przymus picia. To oni mogą dodać odwagi alkoholikom, którzy nie dają rady zerwać z nałogiem.
Dzisiaj wypada już odmówić wypicia w towarzystwie. Ale jeszcze dwadzieścia lat temu na niepijącego patrzono jak na kosmitę, gospodarze byli gotowi śmiertelnie się na niego obrazić. – Ponieważ dużo osób jest zniewolonych alkoholem, więc potrzebni są ludzie, którzy będą znakiem sprzeciwu – mówi ks. Stanisław Zarych. – Potrzeba wielkiej armii ludzi, którzy mówią: „dziękuję, nie piję”. I którzy to mówią z uśmiechem! – podkreśla.
Ucieczka przez zsyp
Ksiądz Blachnicki nazwał nowy ruch Krucjatą. – Dawne krucjaty miały wyzwolić grób Chrystusa w Ziemi Świętej. A my walczymy o tę „Ziemię Świętą”, którą jest dusza człowieka – mówił z pasją. Jego pasja udzielała się innym.
W 1960 roku okazało się, że spożycie alkoholu w Polsce wyraźnie spadło. Wydawałoby się, że Krucjata jest kompletnie niezwiązana z polityką. A jednak komuniści przestraszyli się jej. Uznali, że tak wielki ruch może być dla nich zagrożeniem. – Byliście szalonym pociągiem. Nie wiadomo było, gdzie jeszcze dojedziecie. Musieliśmy zaciągnąć hamulec – powiedział później Blachnickiemu w oczy esbek, który dowodził akcją likwidacji Krucjaty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.