Co trzy minuty na świecie zabijany jest jeden wyznawca Chrystusa. Chrześcijańskie martyrologium nie jest rozdziałem zamkniętym.
Wykorzystuje się biedę w kraju, którzy przeżywa wojnę, aby walczyć w innej wojnie.
O bardzo trudnej, często wręcz tragicznej sytuacji chrześcijan m.in. na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej mówiono 11 grudnia w Warszawie podczas prezentacji raportu "Prześladowani i zapomniani".
Brak medialnych doniesień o toczących się na świecie wojnach nie oznacza więcej pokoju. Zabici, ranni i zmuszeni do ucieczki wydają się wchodzić w skład codziennej buchalterii, która coraz mniej porusza i interesuje.
Gdy nadeszła wiadomość, że Aleppo znów jest bezpiecznym miastem w meczetach zaczęto modlitwy, a we wszystkich kościołach zaczęły bić dzwony.
Miara wielkości społeczeństwa zależy od sposobu, w jaki traktuje ono najbardziej potrzebujących. Dopiero wtedy, gdy jesteśmy zdolni do dzielenia się z innymi, wzbogacamy się naprawdę.
Jednakże dziś reformy są niemożliwe, bo blokuje je Arabia Saudyjska.
W Pakistanie głośnio było w tym tygodniu o linczu, jakiego chrześcijanie dokonali - jak pisały gazety - na „dwóch niewinnych muzułmanach”.
Dlaczego lękamy się obcych? Na takie pytanie odpowiadał w Opolu rabin Dawid Szychowski.
Wojna skończyła się ponad 70 lat temu. Minęły trzy pokolenia. Do dziś nie rozplątaliśmy łańcucha krzywd.
Łucja miała dziesięć lat, Franciszek dziewięć, Hiacynta siedem. 13 maja przestraszeni ujrzeli na wzgórzu „przepiękną Panią”.