Idę pod trąd

Rozmowa z o. Marianem Żelazkiem

publikacja 17.10.2006 12:57

Gładzę ją po głowie i opowiadam o miłości Boga, o niebie. I nagle ona zaczyna śpiewać: A ja czuję, jakby obok mnie na łóżku siedział Jezus. Tuż obok mnie.

„Pielgrzymuję”???

– Tak. To święte miejsce. Kiedyś spotkałem tam parę młodych ludzi. Pytają: Jak ojciec może tu wracać? A ja odpowiadam: było to okrutne miejsce. Bez dwóch zdań. Ale ja tu zmartwychwstałem. Wyszedłem z Dachau i chciałem pojechać na koniec świata, by opowiadać o tym, jaki Pan Bóg jest dobry.

Płakał Ojciec czasami w obozie?

– Nie było łez. Może zbyt mocno dotykałem śmierci? Doświadczenie dna pomogło mi. Bo gdy wylądowałem w Indiach, w trędowatych zobaczyłem swoich braci. Trędowaci są w najniższej kaście: nietykalnych. Nikt się do nich nie zbliża, umierają w pogardzie. A przecież ja byłem w gorszym położeniu: miałem wyjść przez komin, byłem przeznaczony na śmierć, nie mogłem spacerować. Mój przyjaciel, kleryk Norbert Gościeniecki, zachorował w obozie: dopadła go biegunka. I wtedy blokowy krzyknął: Wyrzućcie to ścierwo na podwórko, bo cuchnie.

Modli się Ojciec do swych przyjaciół, którzy zostali błogosławionymi?

– Tak. Umierali na moich rękach. Często proszę ich o pomoc.

Wylądował Ojciec w Indiach, gdzie pracowała już Matka Teresa z Kalkuty. Jakie było Wasze pierwsze spotkanie?

– Pamiętam świetnie. Platforma kolejowa w naszej misji. Strasznie gorąco. Chyba z 47 stopni. Patrzę, a z daleka idą trzy siostry ubrane w sari. Umęczone upałem. Szybko kupiłem cold drink, chyba Coca-colę,i mówię jakiemuś chłopakowi: Biegnij, zanieś to siostrom. A on wraca z butelką i mówi: Siostry nie chcą. Jak to? I wtedy jedna z nich podeszła i przedstawiała się: Matka Teresa. Dlaczego siostry nie piją coli? Mamy regułę: nie przyjmujemy nic w czasie podróży. Zrozumiałem, dlaczego. Na platformie stało wielu biednych. Posłałbym im ten napój? Nie. A zakonnice potraktowałem lepiej niż biednych. Zawstydziłem się. Matka Teresa chciała żyć jak biedni. Trafiłem najpierw do plemienia Adibasów. To ludzie z pierwotnych szczepów. Okazali się bardzo wrażliwi na przyjęcie Jezusa. Nawracały się całe wioski. Wiele rozumieli. Zdumiała mnie kiedyś modlitwa wiernych na jednej Mszy. Było to w 1950 roku, w czasie peregrynacji Matki Boskiej Fatimskiej. Zebrało się aż trzydzieści tysięcy ludzi. Niektórzy szli nawet sto kilometrów. Adibasi podchodzili do mikrofonu, by głośno się modlić. I zgadnij, o co prosili?

Jak znam życie, to o zdrowie i żywność.

– Nie! Choć byli bardzo, bardzo biedni, prawie każda rodzina modliła się: Panie Boże, daj mojej rodzinie powołanie kapłańskie. To dopiero wiara! Nie prosili o to, by obrodziły pola, o wodę...

oceń artykuł Pobieranie..