Wcześniej starałem się być „do rany przyłóż” i nieustannie brać odpowiedzialność za to, czy ktoś czuje się zraniony. Ostatecznie i tak zawsze się okazywało, że jeśli ktoś chciał czuć się zraniony, to się „zranił”.
Muzeum Narodowe chce wtajemniczać w masońskie rytuały. Tymczasem Kościół zabrania katolikom przystępowania do wolnomularskich lóż.
Całkowite uzdrowienie następuje dopiero wtedy, gdy człowiek w całości zamienił złe doświadczenie w wartościowe doświadczenie.
Świeccy, którzy zamykają się w klasztorach, nie robią nic radykalnego. Wykorzystują sprawdzone narzędzia dostępne w Kościele od wieków.
Zranienia potrzebują uzdrowienia. Czy jednak dla wielu ta nowa moda nie stała się kolejną okazją do pielęgnowania zranień?
Wyobrażam sobie, że Bóg pokiwa głową i powie: „Dobra, bolało. A co z tym zrobiłeś...?”
Ranliwość jawi mi się jako tendencja do bycia zranionym (tak, jak łamliwość kości prowadzi do złamań).
Wrażliwość – czy jest kluczem do poznania? Bo jeśli mówimy o wrażliwym człowieku, myślimy o kimś, kto odbiera więcej niż inni informacji z otaczającego świata.
Myślenie o śmierci uczy sensownego praktykowania życia. Każda chwila może być ostatnią, dlatego trzeba ją świętować.
Trzeba przyjąć miłość Boga. Jeśli tego nie zrobimy, przez całe życie będziemy żebrać o miłość innych ludzi – mówi Beatrice Dufour.