O gitarowych solówkach 9-latka i „Harmonii” z Kościołem z Anetą i Pawłem Wojciechowskimi, inicjatorami kolejnego koncertu w Skierniewicach, rozmawia Marcin Wójcik.
Marcin Wójcik: Skąd w Waszej rodzinie tyle muzyki? Może to spadek po rodzicach, dziadkach, wujkach?
Aneta Wojciechowska: – Muzyki u Wojciechowskich zawsze było bardzo dużo, ale to raczej nie cecha dziedziczna, chociaż chrzestny Pawła grał na perkusji i to on zaraził go klimatami rocka progresywnego. Na tyle skutecznie, że płyty, koncerty, książki o muzyce są zawsze prezentami pierwszego wyboru. Natomiast co do śpiewu, gry na gitarze, w końcu prowadzenia Zespołu Czwartego i chórów warsztatów Harmonia” – to już wyraźnie Boży charyzmat.
Na czym grają Wasze dzieci, a na czym gracie Wy?
Paweł Wojciechowski: – Dzieci są nie tylko „naturalnie” muzykalne, ale i dobrze wykształcone muzycznie. Przynajmniej nasi synowie. Starszy, Ignacy (14 lat), skończył szkołę muzyczną I stopnia w klasie fortepianu, teraz uczy się gry na kontrabasie. Gra też na instrumentach perkusyjnych i - oczywiście - na gitarze. Młodszy synek, Antoś (9 lat), jest już laureatem konkursów wiolonczelowych (krajowych i międzynarodowych), poza tym - zapewne dzięki zachętom ojca chrzestnego (Marek Kozłowski) - jest świetnym gitarzystą i potrafi spędzać długie godziny, wymyślając zagrywki i zawiłe solówki. Hania (prawie 4 lata) na razie gra na wszystkim, co wpadnie jej w ręce, choć wiele wskazuje na to, że wkrótce zacznie próbować swoich sił na skrzypcach. Jeśli chodzi o dorosłych Wojciechowskich, to ja gram na gitarze i śpiewam, natomiast żona angażuje się bardzo w przygotowanie chłopców do lekcji w szkole muzycznej.
Czy instrumenty muzyczne słychać w Waszym domu codziennie?
A.W.: – Tak! Czasami do późnych godzin wieczornych, często także zaraz po przebudzeniu (to głównie Antoś szuka nowych pomysłów na gitarę). Chłopcy regularnie ćwiczą, Hania śpiewa i tańczy (jak twierdzi – „teraz musi tańczyć”). Paweł gra głównie w kościele, w domu natomiast więcej pracuje z nutami, kiedy układa aranżacje wokalne lub uczy się nowych (choć często tradycyjnych) utworów.
Pamiętacie pierwszą „Harmonię”? Który to był rok? Skąd pomysł?
P.W.: – Pomysł przyszedł wprost z warsztatów gospel, na których byliśmy w listopadzie 2004 r. w Łodzi. Z kilkoma znajomymi z Zespołu Czwartego wziąłem udział w warsztatach i doszliśmy do wniosku, że skoro zajmujemy się – choć lokalnie – muzyką chrześcijańską od wielu lat, nagraliśmy kilka płyt, zagraliśmy kilkadziesiąt koncertów, to możemy porwać się na takie przedsięwzięcie. Kluczem było zdobycie zaufania i zachęcenie uczestników. Dzięki pomocy naszych przyjaciół oraz wsparciu, jakiego udzieliły nam władze łowickiego seminarium, promocji w lokalnych i regionalnych mediach, na początku lutego 2005 r. odbyły się w Łowiczu pierwsze Warsztaty Wokalne „Harmonia”. Przyjechało prawie 120 osób i było to absolutnie niezwykłe wydarzenie z koncertem finałowym w katedrze łowickiej. Wtedy już wiedzieliśmy, że pomysł wart jest kontynuacji i rozwijania.
„Harmonia” się rozwija harmonijnie?
A.W.: – Staramy się, aby każda edycja warsztatów miała w sobie nowy pierwiastek. Występują z nami coraz to nowi świetni soliści z Polski i zagranicy, wybieramy utwory z różnych nurtów muzyki chrześcijańskiej, bo „Harmonia” to nie wyłącznie gospel, tylko pieśni uwielbienia. Warsztaty i osoby z nimi związane były impulsem do innych aktywności, np. Wielkanocnego Koncertu Młodych czy koncertu „Kolędowanie Folkiem Strojone”. Dzięki medialnemu wsparciu naszych patronów rozwijamy sieć kontaktów z uczestnikami – do Skierniewic przyjeżdżają grupy z Lublina, Białegostoku, nawet z Wrocławia, co oznacza, że warsztaty mają charakter ponadregionalny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).