Światowy Dzień Młodzieży w Madrycie pomoże w odkrywaniu wielkości, piękna wiary, ale i Kościoła – uważa bp Henryk Tomasik. W rozmowie z KAI krajowy duszpasterz młodzieży wspomina m.in. poprzednie spotkania młodzieży świata, mówi o swojej drodze wiary, trudnościach przed jakimi stoi młode pokolenie i potrzebie gorliwych przewodników duchowych dla młodzieży.
KAI: Już niedługo spotkanie młodzieży świata w Madrycie. Który to już z kolei Światowy Dzień Młodzieży dla Księdza Biskupa?
Bp Henryk Tomasik: Moja przygoda z Światowymi Dniami Młodzieży zaczęła się w Częstochowie w 1991 r. Było to wyjątkowe spotkanie. Po raz pierwszy przybyła wielka rzesza, ok. 100 tysięcy, młodych ludzi ze Wschodu, z krajów byłego Związku Radzieckiego. Potem, w 1995 roku, była Manila na Filipinach. Było to niezwykłe wydarzenie, choćby z tego powodu, że w Światowym Dniu Młodzieży uczestniczyło ok. 4 mln osób. Ze względu na to, że odbywał się on w dalekim kraju azjatyckim, Jan Paweł II zdecydował, aby odbyło się także europejskie spotkanie młodzieży. Odbyło się ono we wrześniu 1995 roku, w Loreto, we Włoszech. Od 1995 roku, wspólnie z ks. Grzegorzem Suchodolskim, uczestniczyliśmy w przygotowywaniu polskiej młodzieży do udziału w Światowych Dniach Młodzieży.
Kolejny Światowy Dzień Młodzieży odbył się w Paryżu w 1997 roku. Prasa francuska sceptycznie pisała o planowanym spotkaniu Ojca Świętego z młodzieżą. A tymczasem na inauguracji było 350 tys. osób. Podczas wieczornego czuwania z Janem Pawłem II było już 800 tys. a na niedzielnej Mszy św. aż 1 mln 100 tys. osób. Po zakończeniu Dnia Młodzieży, już w poniedziałek, pisano: „Nienormalny sukces!” Efektem paryskiego spotkania było to, że na następnym Dniu Młodzieży w Rzymie, z okazji Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, Francuzi byli najliczniejszą grupą. Do Wiecznego Miasta przybyło aż 70 tys. osób. Rok 2000 był Rokiem Świętym, czasem dziękczynienia za tajemnicę Wcielenia. Na XV Światowy Dzień Młodzieży, na tereny rzymskiego Uniwersytetu Tor Vergata, przybyło ponad 2 mln młodych ludzi.
Dobrze wspominam też Światowy Dzień Młodzieży w Toronto w 2002 r. Uczestniczyło w nim 5 tys. Polaków. Jan Paweł II wygłosił orędzie do młodzieży ze słynnym wezwaniem: „Wypłyń na głębię”. Później była Kolonia w 2005 r. i XX Światowy Dzień Młodzieży, który nazwano dniem dwóch papieży. Jan Paweł II napisał Orędzie i zaproszenie. Natomiast na spotkanie przybył już Benedykt XVI. Pamiętam niezwykłą wieczorną adorację Najświętszego Sakramentu. Dla wielu, szczególnie zachodnich dziennikarzy, widok miliona klęczących i modlących się w skupieniu młodych ludzi był czymś wstrząsającym.
Które z dotychczasowych spotkanie było największym osobistym przeżyciem dla Księdza Biskupa?
- Każdy Światowy Dzień Młodzieży jest niezwykłym wydarzeniem. Z każdym wiążą się wyjątkowe momenty. W Rzymie, niezwykłym obrazem było 300 konfesjonałów i tysiące spowiadającej się młodzieży. Nie wszyscy dziennikarze byli przygotowani na taki widok. Niektórzy z nich pisali, że milion młodych ludzi przystąpiło do Spowiedzi św.
Inny widok, który zapadł mi w pamięci - to ŚDM w Toronto. Po homilii Jan Paweł II z wielkim trudem i bólem podchodził do ołtarza. Ten ból na twarzy papieża pokazano na telebimach. Wtedy młodzież zaczęła niesamowicie klaskać. Takiego aplauzu jeszcze nie spotkałem. Były to brawa, które wyrażały duchową łączność, solidarność, podziękowanie, wsparcie. Wtedy przypomniałem sobie dawne wypowiedzi dziennikarzy mówiących o papieżu-aktorze stosującym różne techniki panowania nad rzeszami ludzi. A tutaj widzieliśmy posuniętego w wieku i cierpiącego człowieka pokazującego sobą Chrystusa, swoją wiarę przez cierpienie.
Inny obraz pochodzi z Kolonii. Przy katedrze kolońskiej ustawiono olbrzymi portret Benedykta XVI. Natomiast na prostopadłej ścianie umieszczono mozaikę przedstawiającą Jana Pawła II. Mozaika była ułożona ze 100 tys. zdjęć nadesłanych z całego świata. Przed nią polscy wolontariusze, przez nikogo nie inspirowani, zorganizowali o godz. 21 apel, który zaczynał się nietypowo, gdyż od skandowania: „Dziękujemy!” I tak to rytmiczne skandowanie wzbudziło wielkie zainteresowanie młodzieży z innych krajów, która włączała się w ten nietypowy apel. Był to niezwykły hołd składany Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II.
ŚDM to m.in. składanie przez młodych ludzi swojego świadectwa wiary. Co miało największy wpływ na kształtowanie wiary i budowanie chrześcijańskiej tożsamości młodego Henryka Tomasika?
- Było to moje środowisko, w którym wzrastałem; to znaczy rodzina, parafia a w niej grupa ministrantów oraz koledzy i koleżanki ze szkoły średniej. Środowisko to pomagało w dojrzewaniu mojej wiary. Oczywiście bardzo dużo zawdzięczam rodzicom. Miałem szczęście także do dobrych duszpasterzy. Przez modlitwę, katechezę oraz roztropne kierowanie nami pokazywali tajemnicę Kościoła. Robili to bardzo dyskretnie i bardzo skutecznie kształtowali moją wiarę.
Kto Księdza Biskupa nauczył się modlić? Jak wyglądało wychowanie religijne w domu?
- Bardzo mi trudno określić ten moment, kiedy po raz pierwszy uczyniłem znak krzyża i nauczyłem się modlitwy. Modlitwy nauczyli mnie rodzice. Pamiętam codzienną modlitwę mojej chorej mamy. Mam przed oczyma widok taty, który wieczorem, po ciężkim dniu pracy, klękał różańcem. Na początku Wielkiego Postu przypominał nam, abyśmy dodawali: „Któryś za nas cierpiał rany”.
Dzisiejszej młodzieży jest chyba o wiele trudniej, gdyż często brakuje im takich wzorów?
- Zmiany polityczne spowodowały, że współczesna młodzież może swobodnie wyznawać wiarę. Gdy byłem duszpasterzem akademickim, w czasach komunizmu, panicznie bałem się, aby nie mieć przy sobie listy studentów, którzy przychodzą do mnie na katechezę. Ciągle obawiałem się, aby nie wpadła w niepożądane ręce. Obecnie takie doświadczenia są obce naszej młodzieży. To dobrze. A mimo wszystko współczuję młodym ludziom. Wokół nich jest coraz mniej naturalnego środowiska wiary: normalnej rodziny, religijnego środowiska. Żyjemy w trudniejszych czasach. W domach brakuje nam harmonii i spokoju, mimo że mamy lepsze warunki bytowe. Młodzieży brakuje żywych wzorów wiary w najbliższym środowisku.
Kto był dla Księdza Biskupa wzorem wiary?
- Na początku oczywiście wzorem byli rodzice. Z czasem pojawiały się kolejne osoby. To była bardzo mądra siostra katechetka oraz gorliwi duszpasterze. Następnie literatura. Jako młody ministrant otrzymałem kalendarz katolicki a w nim artykuł o św. Maksymilianie Kolbe. Przeczytałem ten tekst. Było to niesamowite przeżycie dla młodego ministranta ze szkoły podstawowej. Potem książka o Ojcu Damianie. Podziwiałem tego heroicznego misjonarza i jego odważną wiarę oraz wielką miłość bliźniego. Także bohaterowie powieści Henryka Sienkiewicza, który urodził się w pobliżu mojej rodzinnej miejscowości, ukazywali mi nowe horyzonty. Powoli krąg fascynujących postaci rozszerzał się. Nie były to tylko postacie literackie prezentujące ideały. Przede wszystkim były to konkretne osoby. Cieszę się, że miałem szczęście do dobrych ludzi wokół siebie.
Emerytowany metropolita przemysko-warszawski Kościoła greckokatolickiego obchodzi 85. urodziny
Proponowane w Polsce elementy edukacji seksualnej nawiązują do standardów WHO, ale...
Postęp techniczny nie zwalnia z obowiązku przestrzegania zasad etycznych.
Ludność Kamerunu docenia świadectwo życia Papieża Polaka oraz jego zaangażowanie na rzecz Afryki.