Kościół od samego początku żyje w napięciu pomiędzy wczoraj i dziś, początkiem i końcem, już i jeszcze nie, tajemnicą ujawnioną i jeszcze zakrytą.
Posiady przy góralskim stole. Na nim między innymi sapka. Czyli potrawa kiedyś spożywana niemal każdego dnia. Zwłaszcza na przednówku. Dziś regionalny rarytas. Goście zachwyceni jej smakiem. Gazda głośno myśli: ciekaw jestem, czy byliby tak zachwyceni nie mając nic innego w gębie przez kilka tygodni, a nawet miesięcy. Dziś rarytas, ale przed laty sapka oznaczała biedę.
W sąsiedniej gminie jest znany kujawski skansen. W nim dwór, ale i chłopska chata. W sezonie letnim sporo odwiedzających. Ilu z nich chciałoby w takich warunkach żyć i pracować?
Zresztą nie tylko skansen. Obserwuję od lat przyjeżdżających do Skrzynek gości. Wielu z nich ma tu swoje domki letniskowe. Często słyszę o odpoczynku na łonie natury. Hm, asfaltowe uliczki, polbruk, gaz, energia elektryczna, ciepła woda osobno, zimna osobno. Lodówki, telewizory, Internet. Cywilizacja na całego. Tyle że w leśnym pejzażu, niedaleko jeziora. Miasto na inny sposób. Niewiele mające wspólnego z tak zwanym życiem w zgodzie z naturą.
Rozmowa ze znajomym architektem przy okazji tworzenia w pewnej diecezji muzeum. Zrozumienie dla inicjatywy, ale i wewnętrzny bunt. W ekspozycji przewidziano miejsce dla zabytkowych kielichów, monstrancji relikwiarzy. Przez wieki służyły kultowi. Dla mojego rozmówcy przeniesienie ich do muzeum, zabranie z naturalnego, liturgicznego środowiska, jest smutnym znakiem traktowania wiary w kategoriach przeszłości. Czegoś, co było. Zabytki być może wzbudzają zachwyt. Ale nie kształtują już relacji z Bogiem.
Kościół od samego początku żyje w napięciu pomiędzy wczoraj i dziś, początkiem i końcem, już i jeszcze nie, tajemnicą ujawnioną i jeszcze zakrytą. Co z tego wynika?
Przed kilkoma miesiącami Franciszek, przemawiając do muzyków kościelnych przestrzegał przed traktowaniem śpiewu liturgicznego w kategoriach czcigodnego muzeum. Z jednej strony troska o zachowanie tego, co wartościowe, z drugiej, poszukiwanie jak najpiękniejszych, współczesnych form. W podobnym duchu, tyle że o nowych rzeczywistościach kościelnych w Polsce, mówi w najnowszym numerze Gościa Niedzielnego Andrzej Sionek, czcigodne muzeum zamieniając na sklep z zabawkami, w którym każdy wybiera tylko to, co mu się podoba.
Dwa niebezpieczeństwa. Umieszczenie w muzeum pamiątek czegoś, co będąc integralną częścią kultu, formuje duchowość także dziś. Z drugiej upieranie się przy czymś, co powstało w duchowym i życiowym kontekście minionej epoki, a dziś „już nie działa”. Stąd troska o stare bukłaki ze starym winem i nowe bukłaki z nowym winem. Owszem, stare jest lepsze. Ale – o czym nie zawsze pamiętamy – potrafi rozerwać nowe bukłaki. Pytanie na ile metafora jest czytelna dla pokolenia, spożywającego napoje z jednorazowych opakowań.
Nie zmarnować starego wina, ale i nie zamienić Kościoła w skansen, który co prawda zwiedza się z zainteresowaniem, ale nie chce się w nim żyć. Prawdopodobnie jest to najważniejsze wyzwanie czasu zmieniającej się epoki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.