Lista bólu Ukrainy jest długa. Jego leczenie nie będzie proste i zajmie całe lata.
W okresie Bożego Narodzenia dostałam nagranie uśmiechniętej dziewczyny, która przebrana za anioła wędrowała po oswobodzonych od Rosjan wioskach wokół Chersonia… z kolędą. Było w tym coś niemal mistycznego – ogrom zniszczeń, jej radość i trzymana w rękach figurka Jezusa, którą zostawiała w kolejnych domach. Za nią podążała cała ekipa kolędników-wolontariuszy – z gwiazdą, żywnością, środkami higienicznymi, kocami, ciepłą odzieżą i łakociami dla najmłodszych. Na jednym ze zdjęć widać, jak dziewczyna-anioł siedzi u stóp sędziwej kobiety w jej zrujnowanym domu. Za jedną rękę trzyma jej spracowaną dłoń, w drugiej Nowonarodzonego Jezusa. W obrazie kwintesencja tego, czego potrzebują dziś Ukraińcy szczególnie na zapadłych wioskach, gdzie rzadko kiedy dociera pomoc humanitarna a co dopiero goście, z wizytą rodzącą nadzieję.
Abp Światosław Szewczuk mówił mi ostatnio, że ogromnym wyzwaniem jakie staje przed Kościołem w tym wojennym czasie jest duszpasterstwo smutku. Bardziej niż słów wymaga ono obecności i towarzyszenia. Bo co można powiedzieć chłopakowi, który na froncie stracił obie ręce; matkom i żonom opłakującym synów i mężów; kobietom żyjącym w zawieszeniu, bo słuch po ich mężach zaginął i nie wiedzą, czy są jeszcze żonami czy już wdowami; chłopakom, którzy przeżyli miesiące niewoli i nie są już tymi samymi ludźmi; rodzicom, którym uprowadzono dzieci i wywieziono do Rosji. Lista bólu Ukrainy jest długa. Jego leczenie nie będzie proste i zajmie całe lata. Dobrze, że Kościół już szkoli specjalistów i tworzy efektywne programy pomocy, bo sama wiara tu nie wystarczy.
Wrócę jeszcze do anioła spod Chersonia. Okazała się nim siostra Wiktoria Andruszczyszyna – nomen omen – ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Przez całe lata pracowała jako przedszkolanka i swój wulkan energii skierowała właśnie na pomoc dzieciom, którym wojna wymazała uśmiech z twarzy. Całe tygodnie spędzone w bunkrach czy znajdujących się pod ostrzałem piwnicach, ucieczka w nieznane, brak kontaktu z rówieśnikami, bo nauka w większości Ukrainy odbywa się zdalnie, niemożność wyjścia na podwórko, by pograć w piłkę, bo dron zlokalizuje a rakieta zabije. W duchu swego zgromadzenia wymyśliła projekt Anioły Radości. Jego program jest prosty – odwiedzać najbardziej doświadczone dzieci, szczególnie na deokupowanych terenach i próbować im przywrócić utracone dzieciństwo. Jak? Przede wszystkim wspólna zabawa, konkursy i śpiew, a pomaga w tym maszyna do kręcenia waty cukrowej i robienia hot dogów. Siostra Wiktoria nie używa kościelnej nowomowy. Podkreśla, że cotygodniowe wyjazdy na opuszczone wioski to krople dobra, które budzą iskierki radości. Dzieci najbardziej cierpią na wojnie. Po to są Aniołowie Radości, by tego smutku i lęku jak najmniej odczuwały. Polityczne spory zostawmy politykom. Nie możemy jednak zamykać oczu na ból Ukrainy. Nasza solidarność ratuje życie, przywraca uśmiech i nadzieję.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).