Niedziela Dobrego Pasterza - 34 lata, 15 lat w Zakonie Braci Mniejszych Kapucynów, 8 lat kapłaństwa. Prowadzi akcję „S.O.S. dla Afryki”; jeździ na rolkach po krakowskim Rynku i „na stopa”, by ewangelizować. Na Facebooku ma 1000 znajomych.
Powołanie
Kiedy byłem w II klasie podstawówki, proboszcz przyszedł do nas po kolędzie. Poprosił, żebym zaśpiewał kolędę. Zaśpiewałem, a on na to „Benek, zostaniesz ministrantem”. To był pierwszy dotyk Pana Boga, który zadecydował o moim powołaniu. Jeździłem kilka razy w tygodniu rowerem, autobusem, czasem chodziłem pieszo do kościoła oddalonego o 5 km od domu. Kochałem służyć do Mszy św., śpiewać psalmy, czytać czytania. I pewnego dnia znowu przychodzi proboszcz, mówiąc: „Benek, wstąp do Ruchu Światło–Życie”. I tak się zaczęło. Z kapucynami zetknąłem się na pielgrzymce do Częstochowy. Pewien potężny zakonnik (2 m wzrostu, 100 kg żywej wagi) wziął ode mnie adres. Kapucyni zaczęli pisać, i tak po pewnym czasie wylądowałem na rekolekcjach w Ustrzykach Górnych. Spaliśmy w stodole, myliśmy się w rzece, dużo chodziliśmy po górach. Zobaczyłem, że kapucyni są cool. Zachwyciła mnie ich prostota i ubóstwo: nie mieli samochodów, niczym nie chcieli się od nas wyróżniać. Pomyślałem, że jeśli mam oddać życie, to 100 procent dla Jezusa, bez pieniędzy i tak jak oni. Pochodzę z biednej rodziny. Mój tata płakał, kiedy wyjeżdżałem do klasztoru – wiedział, że nie będę ani zamożny, ani nie będę posiadał rzeczy na własność. My, kapucyni, nie dostajemy pensji i kieszonkowego. Jeśli chcę sobie kupić skarpety, muszę poprosić przełożonego o fundusz.
Płakałem
W nowicjacie odkryłem swoje powołanie misyjne. Miałem konkretny plan: wyjechać do Afryki, zarazić się i umrzeć, tam oddać życie za człowieka dla Jezusa. Nasze życie nie jest na ziemi, ale w niebie! Im szybciej, tym lepiej! W seminarium jako jedyny z roku zacząłem uczyć się francuskiego, by pojechać do Afryki. Żeby wyjechać na misje, trzeba poprosić o to przełożonego. W dniu ślubów wieczystych moje podanie było już gotowe. Ale przełożony zadecydował, że, owszem, misje, ale tu, na miejscu. Pierwsza lekcja pokory. Posłano mnie do Wałcza na placówkę – to był zarazem piękny, ale i trudny czas: spowiedzi, katecheza w szkole, Msze, normalne obowiązki parafialne. Kiedy wracałem ze szkoły, padałem na łóżko i zasypiałem. Po 2-letnim pobycie muszę przyznać, że przywiązałem się do pierwszej parafii na tyle, że kiedy wyjeżdżałem, płakałem w pociągu. Na peronie młodzież, która mnie żegnała, zaczęła tak piszczeć i krzyczeć, że pociąg się zatrzymał. Potem ktoś napisał: „Bracie, to była najpiękniejsza lekcja, jakiej nam udzieliłeś, kiedy zobaczyliśmy cię, że płaczesz”.
Walka
Czy życie, które prowadzę, jest moim pomysłem, czy to pomysł Pana Boga na mnie? Taki dylemat towarzyszył mi przed złożeniem ślubów wieczystych. Szukałem odpowiedzi. W seminarium zakochałem się. To skomplikowało sprawę, ale paradoksalnie pomogło mi podjąć decyzję. Odkrywałem, że Bóg chce mnie mieć wyłącznie dla siebie. Dużo się wtedy modliłem, pytałem Boga, co robić. Przyszła odpowiedź w modlitwie. Kiedyś na adoracji prosiłem Boga, aby mi powiedział, co mam czynić: i wtedy usłyszałem: „Chcę, abyś był dla mnie”. Nie pamiętam tego fragmentu Pisma Świętego, który wtedy otworzyłem, ale sens był właśnie taki. Nie miałem wątpliwości, że tu, w zakonie, jest moje miejsce. Być w zakonie to wielka łaska, na którą nie zasługuję. Nieraz zastanawiam się, jakie mam pragnienia i co chciałbym jeszcze – tak po ludzku – zrobić. Przychodzi mi wtedy na myśl wychowanie dziecka, tak aby kochało Boga, by na pierwszym miejscu w życiu tego dziecka był On, a nie pieniądze, dom czy wykształcenie. Z tym się zmagam. Można powiedzieć, że ksiądz realizuje takie pragnienie na przykład duchowo, prowadząc grupę dzieci przy parafii. Ale wychowanie to długi proces, a my zmieniamy co parę lat placówki. To moje ciche ludzkie pragnienie daje mi jednocześnie siły, by w całości oddawać się ludziom i walczyć o każdego człowieka, do końca, by pokochał Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).