Siostra Elwira Petrozzi, była zachwycona: – Jaki piękny dom! I tak samo zniszczony, jak oni. Będą się razem odnawiać! Miała rację. Przez dekadę restaurowały się i mury domu, i setki dusz jego mieszkańców.
Siostra Elwira, która budowała wspólnotę sercem, od samego początku złożyła ją w ręce Maryi, a ta prowadzi uzależnionych do Jezusa. – Kolejnym elementem jest adoracja. Chłopaki nie muszą tego robić, ale często wstają o drugiej czy trzeciej w nocy i idą przed Najświętszy Sakrament. Dlaczego? Bo właśnie wtedy ich koledzy są na dyskotekach, gubią się w grzechu – opowiada ks. Wacek.
W Giezkowie, podobnie jak w innych domach wspólnoty, ich mieszkańcy wszystko robią sami. Odzież, jedzenie, materiały budowlane otrzymują od ludzi dobrej woli. Całkowicie zdają się na Opatrzność Bożą. – Opowiadali mi o cudownych interwencjach Boga w ich życiu, także w sytuacjach zupełnie prozaicznych, jak wtedy, gdy potrzeba było… papieru toaletowego i do domu przyjechał cały tir rolek papieru, jako odpowiedź na ich modlitwy. Pomyślałem sobie, że ja mam bardzo dużo do odrobienia, jeśli chodzi o zaufanie – wspomina bp Krzysztof Zadarko, który towarzyszy wspólnocie w diecezji od samego początku.
Tatuaże pod habitem
Do wspólnoty należą nie tylko uzależnieni, ale także ich rodziny. – Dziękuję Bogu za wszystko. Nawet za to, że mój brat jest uzależniony. Gdyby nie był narkomanem, nie poznałabym tak Boga – mówi Aneta Twardowska. Jej brat wciąż jeszcze zmaga się z uzależnieniami, ale ona już widzi cuda, które się dokonują w jej rodzinie. – Mój mąż nie wierzył, ani nie potrafił zrozumieć mojej wiary. Pewnego dnia zabrałam dzieci i odeszłam. Kiedy wróciłam, razem poszliśmy do kościoła. Przez te lata naszych kontaktów ze wspólnotą Bóg zdziałał wielkie rzeczy. Choćby to, że w końcu po 19 latach jesteśmy prawdziwym małżeństwem. O to też modlili się z nami chłopcy ze wspólnoty – opowiada. Dla niej spotkania, jak to w Koszalinie, to jak zjazdy wielkiej rodziny. Łączą ich wspólne zranienia, których doświadczyli przez narkotyki czy alkohol, ale także radości z każdego „zmartwychwstałego”.
– Za każdym z nas stoi jakaś dramatyczna historia, ale pamiętam chłopaka, na którego wołaliśmy Sarenka. Wiele razy upadał i to na samo dno, jego mama miała raka. Do wspólnoty wracał chyba z pięć razy. Do Giezkowa trafił w dramatycznym stanie. Wszyscy walczyliśmy o niego, modliliśmy się. Potem wysłali go do domu do Włoch. Kiedy po roku przyjechał załatwiać swoje sprawy, zobaczyliśmy człowieka zmartwychwstałego. Teraz już wyszedł ze wspólnoty, niedługo się żeni, radzi sobie. Z takich historii bardzo się cieszymy – mówi Aneta.
W ciągu 28 lat mury Wieczernika na całym świecie opuściły setki uzdrowionych z narkomanii, alkoholizmu, hazardu i innych uzależnień. Niektórzy założyli habity albo sutanny. – Ci księża, którzy są we wspólnocie, i zastęp kleryków to w dużej części byli narkomani i alkoholicy, jak ks. Iwan, który był dealerem we Frankfurcie. Historie, które opowiadają, są podobne do tych, które codziennie słyszymy od naszych chłopaków. Wśród sióstr misjonarek Zmartwychwstania są byłe prostytutki i narkomanki, które pod habitami mają tatuaże, znaki dawnego życia. Przemiana człowieka, której dokonuje Bóg, nie warunkuje się przeszłością, ranami. Opiera się na autentyzmie spotkania – dodaje ks. Grądalski.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.