Coś podobnego

Przyszedł na mszę. Człowiek znany, rozpoznawalny. To było najpierw. Potem ksiądz od ołtarza krótko go powitał. Potem ten rozpoznawalny nie został, wyszedł.

Reklama

Nie wiem, ilu ludzi oburzyła już ta historia. Opowiedziana historia. Bo choć prawdopodobnie się zdarzyła (i sama w sobie prawdopodobna, i opowiadacz zaufania godny) – to jednak jest opowiedziana i sporo tu domysłów. Znany dyskretny czy ostentacyjny, szczery czy manipulujący? Ksiądz niezręczny czy niedouczony, zapomniał się czy nie pierwszy raz? Ile tu szczegółów można sobie dopowiedzieć! Ekscytację niejaką (chyba że ktoś przyzwyczajony), obserwacje mniej i bardziej dyskretne, otoczkę emocji, niechęć może… Delektować się można nią bez końca, domyślać i dopowiadać kolejne szczegóły, a skala szczerego oburzenia wystrzela w kosmos!

Myślę, że to smutne. Ta nasza gotowość do oburzania się, dobrych rad, przekonanie, co ktoś gdzieś powinien zrobić. Smutne, bo opiera cię tak często właśnie na opowiedzianych historiach, siatce domysłów i spekulacji, a przede wszystkim na tym, że ktoś i gdzieś (inny i indziej).

Myśmy się chyba przyzwyczaili już trochę – i sami sobie tak opowiadamy świat: okoliczności wyolbrzymiając jedne, pomijając inne, dopisując szczegóły. Byleby się działo. Byleby osąd był natychmiastowy i w gruncie rzeczy oczywisty.

To poczucie wspólnoty w najeżdżaniu na sąsiada, nauczycielkę, księdza, o politykach nie trzeba wspominać. Kolejne „dlaczego on, ona, oni” poprawiające nam samym samopoczucie. Proste wyjaśnienie naszych własnych wyborów – słabych i pokiereszowanych, grzesznych.

Swoją droga nasze zaangażowanie w sprawy innych czy nie polega niekiedy właśnie na tym? Na zaangażowaniu w co nie nasze? Nas niedotyczące, od nas niezależne? Okey, dziurawa droga potrafi wkurzyć i możemy mieć ciutkę racji w swoich propozycjach, ale – prawdopodobnie – to nie ja mam tę drogę na drugim końcu Polski naprawiać. Choć bliżej mnie, dla mnie coś do naprawiania na pewno by się znalazło (sytuacja jak w domu nastolatka awanturującego się o to, że Ktoś Nie Odłożył Ketchupu na Miejsce i teraz nie można go znaleźć – ha, a spróbuj znaleźć coś w jego pokoju! Powodzenia!).

Kiedy Jezus wzywa, by pójść za Nim, trudno się oprzeć wrażeniu, że mówi do nas osobiście. Tak jakby zależało mu właśnie na mnie, na mojej decyzji, moich wyborach, moim życiu.  Tendencja do bycia obok – własnego życia, własnego podwórka – jakoś nam jednak w podążaniu za tym najważniejszym przecież wezwaniem przeszkadza. Być może oburzamy się szczerze. Być może racja jest po naszej stronie. Ale co z tego?

Coś opowiedziane to nie to samo co prawdziwe. Nawet jeśli podobne.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama