„Wszyscy mamy nadzieję, iż wojna jak najszybciej się zakończy, ale tak się nie dzieje (…), to dalej trwa i trwa, więc jesteśmy zmęczeni” – wskazuje biskup pomocniczy diecezji kijowsko-żytomierskiej, Aleksander Jazłowiecki.
Hierarcha podkreśla jednak wolę przeżycia w swoim narodzie w obliczu nieustających ataków wojsk rosyjskich. Ale zauważa, iż cierpienia fizyczne oraz psychiczne dotykające zarówno żołnierzy, jak i ludność cywilną, pozostawią blizny na lata.
Jak zaznacza w rozmowie z rozgłośnią papieską bp Jazłowiecki, śmierć zbiera potężne żniwo. Następuje również pewne przyzwyczajenie do niej, kolejne pogrzeby czy widok cmentarzy ze świeżymi grobami przestają być poważnym szokiem. To jeszcze jedna wskazówka, że należy dbać o własne wnętrze – mówi hierarcha.
„Wyzwania duszpasterskie dla księży to stan ich samych. Dlaczego? Ponieważ księża też są ludźmi, również oni czytają wiadomości, mają rodziny, braci, ojców, którzy zginęli w tej wojnie. Jako biskupi usiłujemy więc organizować coś dla nich: spotkania, gdzie mogą nauczyć się, jak posługiwać innym wobec takich okoliczności, ale także jak pomagać samym sobie; mamy psychologów przekazujących nam trochę swojej wiedzy. Jednak nasze wyzwania – nie tylko w czasie wojny, lecz także wcześniej oraz po wojnie – leżą w tym, iż jesteśmy lekarzami dusz, a owe dusze zazwyczaj cierpią zranione grzechem w każdym okresie. Oczywiście zły duch wykorzystuje obecny czas. Dlaczego? – wskazuje Radiu Watykańskiemu bp Jazłowiecki. – [Ludzie mi wskazują:] «to prawda, że przyszli nowi ludzie, nawróciło się wielu, którzy przychodzą teraz do kościoła, a nie przychodzili wcześniej (…), ale liczni nasi przyjaciele lub ci (…), którzy byli obok, już nie przychodzą. A kiedy pytamy, dlaczego ich nie ma, odpowiadają: ‘a gdzie jest Bóg? Dlaczego nie zatrzyma tej wojny, jeśli istnieje?’». I oto wielki egzamin. Jako pasterze usiłujemy pomóc w każdy możliwy sposób zdać ów egzamin, który jeszcze się nie zakończył.“
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.