Manipulacja od kuchni

W pracy mówi się o mobbingu. A jak nazwać to coś, gdy takie działania dotyczą Kościoła?

Reklama

Zmęczony jestem, przyznaję. Czas na urlop... Nie, nie chodzi o siły fizyczne czy umysłowe. Zmęczony sytuacją. Polityczną w jakiejś mierze też. Bardziej jednak tym wszystkim, co od niemal dekady dzieje się w Kościele, a zwłaszcza wokół niego. Źle, źle, wszystko źle – a do tego ogólna, ale za to głęboka niemoralność – można by podsumować. Głos tych, którzy próbują podnosić na duchu jest mało słyszalny. Za to krytyka jak najbardziej. A im bardziej kąśliwa, tym głośniej. „O Kościele źle albo wcale” – strategia, którą wyraźnie stosują część mediów wyraźnie przynosi efekty. Dało się w to wciągnąć wielu wierzących. Którzy nie szczędzą Kościołowi „krytyki z wewnątrz”... Słusznej? Ha...

Tak, identyfikuję się z Kościołem. Od młodości na różne sposoby angażuję się  w to, co robi.  Biorę więc do siebie każdą kąśliwą uwagą pod jego adresem (gdy jest ogólna; nie przejmuję się, gdy dotyczy konkretnych osób). Tym bardziej więc do siebie biorą, gdy słyszę od współbraci i sióstr, także swoich pasterzy, że Kościół to czy tamto robi źle, a powinien robić to czy tamto, albo tak, a nie inaczej. To ja robię źle, prawda? To ja jestem niemiłosiernym faryzeuszem (choć istotą faryzeizmu nie jest akurat brak miłosierdzia, ale szukanie sposobów na ominięcie Bożego prawa), to ja nie angażuję się w ewangelizację, to ja nie słucham i swoją paskudną postawą odstraszam od Kościoła tych biedaków, którzy się od niego odwrócili... Słucham tego i ręce mi opadają... Wszystkiemu ja jestem winny. Że gdzieś zupa była za słona pewnie też. No prawda, zawsze można się sprężyć i zrobić więcej. Tylko.... Ileż to już razy widziałem różnych „specjalistów” i „profesjonalistów”, którzy doskonale wiedzieli co i jak zrobić, ale gdy przyszło co do czego okazywało się, że nie potrafią zrobić nawet połowy tego, co robili laicy i amatorzy?  „Dacie mi ludzi, a JA to zrobię” – przechwalają się.  Tylko tych ludzi jest ilu jest i są jacy są. Łatwiej krytykować innych niż samemu szczytne plany przekuwać w rzeczywistość...

Także te ataki „z zewnątrz” nieraz grubymi nićmi szyte. Ot, przeczytałem na pewnym portalu artykuł – inspirowany mediami niemieckimi – o tym, jak to kardynał Woelki miał tuszować sprawę pedofilii w swojej diecezji. Tytuł na stronie głównej? „Molestowanie w parafii. Kardynał zniszczył listę podejrzanych księży”. Na stronie z artykułem tytuł inny, choć też obliczony na sensację: „Kardynał zniszczył listę księży podejrzanych o nadużycia seksualne, dziś nie pamięta nazwisk”. Sensacja, nie? Podłość Kardynała nie zna granic. Ale jak się wczytać w tekst to widać, że sensacja mocno dęta. Jak rtęć w Odrze...

Co właściwie tam (w Kolonii) się stało? Ano jak napisałem wcześniej, kardynał Woelki miał zniszczyć listę księży ze swojej diecezji podejrzanych (!) o nadużycia seksualne. Powoływał się przy tym na prawo dotyczące ochrony danych osobowych. Brzmi oburzająco? Czytajmy z uwagą: chodzi o LISTĘ:  wszystkie informacje na temat tych księży – jak wspomniał dalej autor artykułu – zostały zachowane.

Czyli? To sytuacja mniej więcej taka, jakby dyrektor jakiegoś zakładu dostał listę pracowników z informacją, jakie kto ma wykształcenie, ale po czasie stwierdził, że nie ma po co jej trzymać. Bo wszystkie dane na ten temat i tak są w teczkach osobowych pracowników, prawda? Żadna informacja o ich wykształceniu nie została przez to usunięta. I wygląda na to, że podobnie jest w przypadku listy z Kolonii.

Podejrzenie że tak właśnie jest potwierdzają się w dalszej części artykułu. Czytamy: „Niemiecka gazeta codzienna "Kölner Stadt-Anzeiger" podaje, że Woelki otrzymał listę z nazwiskami duchownych niedługo po objęciu urzędu w kolońskiej archidiecezji. W arkuszu kalkulacyjnym Excel znajdowały się także płatności, które zostały dokonane na rzecz ofiar przemocy w uznaniu ich cierpienia”.

Aha. Czyli chodzi o listę w Excelu, tak?  Trudno mi sobie wyobrazić, by w tej formie było tam coś więcej niż nazwiska i jakieś zdawkowe informacje. Akta spraw to przecież nieraz tomy, prawda? Jaką wartość dla spraw miała sama lista? Jak w ogóle można mówić o tuszowaniu? Ale ciekawsza jest drugie zdanie w tym cytacie. „W arkuszu kalkulacyjnym Excel znajdowały się także płatności, które zostały dokonane na rzecz ofiar przemocy w uznaniu ich cierpienia”.

Wszystko staje się jasne, prawda? Jeśli na liście znajdowały się „płatności” (informacje o płatnościach) to z dużą dozą prawdopodobieństwa można uznać, że znajdowały się tam też informacje dotyczące tych, którym te pieniądze wypłacono, prawda? Czyli ofiar. Czy w tym kontekście może dziwić, że kardynał Woelki wolał tę listę zniszczyć? Czy powoływanie się w takim wypadku na ochronę danych osobowych nie brzmi jak najbardziej sensownie? Nawet ofiary nie mają prawa do bycia anonimowymi, a ich nazwiska mają znaleźć się na zbiorczej liście, którą ktoś „uczynny” przekaże dziennikarzom?

Oczywiście nie wiem co dokładnie w tym zniszczonym dokumencie było. I nie zamierzam tego sprawdzać w niemieckich mediach, bo pewnie i tam nic albo niewiele więcej znajdę. Chodzi o to, że autor tego tekstu wiedział  o sprawie chyba właśnie tylko tyle, ile napisał. Nie przeszkodziło mu  to jednak w pisaniu o niej w kategoriach wielkiego skandalu. W dalszej części tego teksu wzmacnia ten swój negatywny przekaz i pisze o tym, jak skarżyli się na Kardynała niektórzy kapłani tej diecezji, jak to papież wysłał kardynała na urlop itd. Słowem: Kardynał jest be. Ani słowa o tym, że niedawno specjalna komisja z Watykanu nie stwierdziła, jakoby tuszował on sprawy pedofilii w swojej diecezji albo że niedawno wygrał w sądzie proces z „Bildem”, oskarżającego go o promowanie księdza, który miał wykorzystywać małoletnich...  Przepraszam: to jest rzetelne dziennikarstwo? Dla mnie to ohydny paszkwil.

Niestety, tak to w tym dzisiejszym świecie wygląda. Jako wierzący mam się wstydzić i bić w piersi. Za grzechy prawdziwe i urojone. Za to, że jako członek Kościoła należę rzekomo do kasty uprzywilejowanych (konkordat!) choć konkretnych przywilejów nikt jakoś specjalnie wskazać nie potrafi, a media katolickie – także Katolicka Agencja Informacyjna – publikują od czasu do czasu rzetelne informacje na ten temat pokazujące, że to mit. A najgorsze w tym wszystkim jest dla mnie to, że wielu moich współbraci i sióstr do tej krytyki się przyłącza, jakby nie byli częścią Kościoła. Bardzo wygodnie: my jesteśmy OK, to ONI są be...

Tak, to dla mnie bardzo męczące. Nic tylko odciąć się od Kościoła, spojrzeć nań z boku i przyłączyć się do tego chóru. Jakie by to było wygodne! Ale nie mogę. Bo wiem, że to Kościół mojego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. On w nim jest, On go prowadzi. A kazaniu na górze powiedział:

Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie (Mt 5,11-12).

I to dla mnie największa pociecha.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama