Sturm der Liebe. Tempesta d’amore. Skoro dziś św. Walentego, to chyba można…
Niemal co roku, 14 lutego, gdy wszyscy walentynkują na potęgę, przypominam, że tego dnia wspominamy w Kościele także świętych Cyryla i Metodego. Patronów ważnych dla mnie niesłychanie, których śladów, v Čechách, na Moravě a ve Slezsku, szukam przecież od lat.
A jednak w tym roku spróbuję pofelietonować o św. Walentym. Patronie-symbolu „siły miłości, rozjaśniającej nasz wzrok i wznoszącej nasze uczucia ku szczytom. Miłość wnosi w życie światło”. Światło zaś jest, rzecz jasna, symbolem tego co boskie, boże, chrystusowe. Co od Boga pochodzi.
Tak to mniej więcej, zahaczając o mistycyzm, pisał o św. Walentym ojciec Anselm Grün, w książce „Pięćdziesięciu wspomożycieli. Święci dla twojego życia”.
Czytamy Grün – myślimy Sturm. „Sturm der Liebe”. „Burza miłości” – niemiecka opera mydlana, w którą… wciągnęliśmy się niedawno z Żoną na całego. Niby szukaliśmy czegoś nowego do poszlifowania języka, niby miało być na próbę, „a nóż” - a tu robi się z tego nowe, serialowe uzależnienie!
Ale też jak tu nie kibicować miłości Paula i Jossie? Przecież to taka sympatyczna para. Jak niegdyś Lorelai i Luke w „Kochanych kłopotach”, Ula i Marek w „Brzyduli”, czy Ally i Larry w „Ally McBeal”.
No więc kibicujemy. Emocjonujemy się. Czasem pękamy ze śmiechu (amnezje, bracia bliźniacy, pojawiające się znikąd nieślubne dzieci – telenowelowe zwroty akcji muszą być). Ale też wspominamy. I nie tylko wymienionych wyżej bohaterów innych seriali, które oglądaliśmy wspólnie. Przecież w latach ’90, babka z Bogucic, namiętnie oglądała produkcje tego typu. Także po niemiecku.
„Umarłym nie odmawiaj oznak przywiązania” – to jedna z biblijnych, syrachowych mądrości. Kto by pomyślał, że i w taki sposób można ją realizować. A może inaczej: „zrobić przyjemność umarłym”, jak w powieści „Barabasz” pisał noblista Pär Lagerkvist.
Różne, różniste rodzaje miłości w to dzisiejsze wspomnienie św. Walentego przychodzą mi, jak widać, na myśl. Ale żeby nie było za różowo, landrynkowo, kiczowato i popkulturowo, to na koniec posłuchamy sobie jak niezbyt udane Walentynki widzą Barbora Poláková i Markéta Stehlíková. Zwłaszcza ta ostatnia dzieli się z nami ciekawym spostrzeżeniem:
„Ja myslím, že Valentýn je len komerčný sviatok, to mi príde logičtějši sviatok na deň matok”. Walentynki to tylko komercyjne święto. Bardziej logiczny jest już Dzień Matki. Miłego slouchania! :)
Szkoda tylko, że tym razem nie tu, a w serwisie Youtube (jak to czasem bywa, właściciel filmu wyłączył możliwość odtwarzania go na innych stronach). Ale wystarczy kliknąć tutaj i walentynkowy klip Polákovej i Stehlíkovej od razu się pojawi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.