Świecka misjonarka misyjna z Libiąża została zamordowana 24 stycznia 2017 roku w boliwijskiej Cochabambie.
Tragedią tą żyła 5 lat temu cała Polska. Młoda, pełna życia, talentów i marzeń dziewczyna została zamordowana w dalekiej Boliwii, dokąd zaledwie kilkanaście dni wcześniej wyjechała na misje. To był szok dla rodziny, przyjaciół i tysięcy ludzi, którzy wtedy po raz pierwszy usłyszeli o Helence Kmieć.
- Pamiętam dzień, kiedy księża salwatorianie poprosili mnie, bym pojechał do rodziców Helenki i przekazał im wiadomość o śmierci córki. Trzeba było myśleć, jak to przekazać, by choć odrobinę złagodzić ból - wspomina wydarzenia sprzed 5 lat wujek Heleny, bp Jan Zając. Powiedział im wtedy: "Helenka poszła do nieba". - Teraz, po pięciu latach, widzę, z jaką wiarą i zaufaniem przyjęli ten cios. Był płacz, bo nic nie złagodzi bólu rodziny, ale świadomość, że Helenka wytrwała do końca, dawała jej rodzicom potrzebną siłę - dodaje. Akurat była Godzina Miłosierdzia. Odmówili Koronkę. - Modlili się rodzice, modliła się babcia. Wszyscy czuliśmy, jak krew Helenki łączy się z krwią Chrystusa - opowiada honorowy kustosz łagiewnickiego sanktuarium Bożego Miłosierdzia.
Obchody 5. rocznicy śmierci Helenki pod hasłem "Misja: Niebo" odbędą się 23 stycznia w jej rodzinnej parafii św. Barbary w Libiążu. W programie o 17.15 modlitwa przy jej grobie, potem adoracja Najświętszego Sakramentu i Msza św. pod przewodnictwem abp. Marka Jędraszewskiego. O 19.00 odbędzie się koncert jubileuszowy z okazji 10-lecia Wolontariatu Misyjnego "Salvator" ku czci Heleny Kmieć wraz z premierą nowego projektu pt. "Kawa z Helen".
Justyna Dalasińska, dziś nauczycielka w jednej z warszawskich podstawówek i koordynatorka wolontariuszy przygotowujących się do wyjazdu na misje, dołączyła do Wolontariatu Misyjnego "Salvator" na kilka miesięcy przed śmiercią Heleny. - Śledziłam jej poczynania w internecie, już wtedy była dla mnie inspiracją, ale osobiście jej nie poznałam - przyznaje. Wiadomość o jej śmierci przyszła w czasie, kiedy wolontariusze podejmują decyzje o wyjazdach. - Styczeń jest miesiącem wysyłania podań misyjnych. A ja byłam przed swoim pierwszym wyjazdem i wielu rzeczy się bałam - opowiada Justyna. Kiedy miała już przygotowanego maila z podaniem, zajrzała do internetu i zobaczyła informację o zamordowaniu Helenki.
- Nie wysłałam tego podania, bo wydawało mi się, że jakikolwiek wyjazd na misje w tej sytuacji to jakaś abstrakcja. Jak można po takiej informacji wyjechać? - zastanawiała się wówczas. Ostatecznie zrozumiała, że potworne zło można zwyciężyć tylko w jeden sposób: nie wolno się poddać, trzeba tę misję kontynuować. Z przekonaniem, że potrzebni są ludzie, którzy mimo wszystko będą robić dobro, wysłała podanie. Od tamtej chwili ma wrażenie, że Helena stale jej towarzyszy - w Gruzji, Kazachstanie i na Filipinach. W codzienności.
Helena Kmieć nie przestaje zaskakiwać i… zachwycać. - Teraz, po 5 latach od jej śmierci, mam mocne przeświadczenie, że ta po ludzku ogromna tragedia przynosi dobre owoce i zmienia życie wielu ludzi - uważa Marta Omieczyńska, koleżanka Helenki, dziś dyrektor fundacji jej imienia. Wie, o czym mówi, bo od półtora roku co tydzień jeździ po całej Polsce z wystawą o Helence. - Wszędzie, gdzie trafiamy, ludzie znają Helen: od Świnoujścia, przez Dębicę, Białystok, Szklarską Porębę. Odwiedziliśmy dotąd 56 parafii, a jej historii wysłuchało w tym czasie ok. 40 tys. osób - wylicza.
Jak wspomina ks. prałat Franciszek Ślusarczyk, przyjaciel domu Helenki, od pierwszych chwil, kiedy dotarła do niego wiadomość o jej śmierci, myślał o św. Marii Goretti i bł. Karolinie Kózkównie. - Po upływie 5 lat od tragicznych wydarzeń w Boliwii, kiedy dowiedziałem się o niektórych postanowieniach Helenki, np. rezygnacji ze słodyczy w ciągu tygodnia w intencji zachowania czystości oraz dobrego przygotowania się do małżeństwa, nie mam wątpliwości, że była to śmierć w obronie tej cnoty, która we współczesnym świecie jest tak mało ceniona - podkreśla kapłan.
Helena pokazywała, że nie trzeba wyjeżdżać na koniec świata, by głosić Chrystusa. Robiła to na co dzień, zwyczajnie, pośród codziennych obowiązków, pragnień i marzeń. - Nie dziwi mnie, że o niej jest coraz głośniej, że aura dobroci, która z niej promieniuje, jest coraz silniejsza - zauważa szefowa fundacji.
Zdaniem wielu osób Helena Kmieć jest dziś wzorem dla młodych, a jej życie i śmierć - odpowiedzią na rozterki tych, którzy dziś zadają Kościołowi trudne pytania i odchodzą rozczarowani, bo nie odnajdują swojego miejsca we wspólnocie. - Helen ma w sobie to, czego ludzie młodzi szukają w Kościele i co jest dla nich ważne. Ma w sobie prawdę i otwartość - wyjaśnia M. Omieczyńska.
Ks. prał Franciszek Ślusarczyk uważa, że Helena już patronuje małżonkom, którzy borykają się z problemem niepłodności. - Znam przynajmniej dwa przypadki małżeństw, które prosiły Helenkę o dar potomstwa i dziś cieszą się już swoimi dziećmi - wyjawia kapłan.
Po śmierci Helenki powstała fundacja, która m.in. organizuje konkursy edukacyjne, prowadzi program stypendialny dla dzieci z różnych krajów świata. Wraz z Wolontariatem Misyjnym "Salvator" buduje również Centrum im. Heleny Kmieć w Trzebini. - Nie chcemy stawiać Helence pomników czy tablic, chcemy, aby jej pamięć była żywa w działaniach i w ludziach, którzy będą mogli inspirować się jej pięknym życiem - podkreśla M. Omieczyńska.
Helena Kmieć do Wolontariatu Misyjnego "Salvator" w Trzebini wstąpiła w 2012 r. Od początku mocno angażowała się w działalność wspólnoty. Posługiwała na placówkach misyjnych w Rumunii, na Węgrzech i w Zambii. Działała również w Duszpasterstwie Akademickim w Gliwicach, śpiewała w Chórze Akademickim Politechniki Śląskiej. Angażowała się w pomoc dzieciom w nauce w świetlicy Caritas i działalność Katolickiego Związku Akademickiego w Gliwicach. W lipcu 2016 r. pełniła funkcję koordynatorki Światowych Dni Młodzieży w rodzinnej parafii.
8 stycznia 2017 r. rozpoczęła posługę z ramienia Wolontariatu Misyjnego "Salvator" jako wolontariuszka misyjna w Boliwii, z zamiarem półrocznej pomocy siostrom służebniczkom dębickim w prowadzonej przez nie ochronce dla dzieci w Cochabambie, gdzie została zamordowana 24 stycznia 2017 r.
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).