Troska o bezpieczeństwo granic nie wyklucza tworzenia bezpiecznych korytarzy humanitarnych. Dotyczy to także Polski.
Włosi nie od dziś borykają się z poważnym kryzysem wywołanym napływem uchodźców. Symbolem tego dramatu jest bez wątpienia Lampedusa, wyspa którą zaraz na początku swego pontyfikatu odwiedził Franciszek, tuż po tym jak u jej wybrzeży zatonęła łódź z ponad 300 osobami na pokładzie. Papież mówił tam o wyniszczającej nasz świat globalizacji obojętności, którą, jak apelował, trzeba zastąpić globalizacją solidarności. Upłynęło sporo lat, a z solidarnością mamy wciąż kłopot. Także w wymiarze europejskim. Wiedzą o tym doskonale te włoskie gminy, które praktycznie codziennie wyciągają przyjazną dłoń do potrzebujących, ratując ich często przed śmiercią w morskich otchłaniach. Z Brukseli płynie przekaz, iż trzeba się tymi ludźmi zająć, ale nie płyną już za nim konkretne solidarnościowe fundusze. Konkretna solidarność dzieje się głównie dzięki poświęceniu lokalnych społeczności, gdzie władze cywilne pracują ramię w ramię z Kościołem. Jak wielkie jest to obciążenie dla Italii będącej w recesji świadczą liczby. Tylko w tym roku do tego kraju dotarło ponad 256 tys. uchodźców.
Mimo trwającego kryzysu uchodźczego i zubożenia wywołanego pandemią Włosi nie rezygnują z pomagania potrzebującym. Najlepszym dowodem na to są organizowane od sześciu lat bezpieczne korytarze humanitarne. Są one możliwe dzięki współpracy rządu, episkopatu, wspólnoty protestanckiej oraz m.in. Wspólnoty św. Idziego. Ostatnio tą drogą dotarło do Rzymu kilkanaście rodzin z Etiopii, Somalii i Jemenu, a w najbliższych miesiącach przybędzie 1200 osób z Afganistanu. Daniela Pompei, która w rzymskiej Wspólnocie św. Idziego zajmuje się uchodźcami podkreśla, że „tragedia Afganistanu wzbudziła ogromne zaangażowanie wielu parafii, stowarzyszeń, grup, ale także pojedynczych obywateli, którzy dobrowolnie zaoferowali możliwość przyjęcia potrzebujących: oddają swój dom, albo łączą się w grupę i ofiarują wspólnie pieniądze”. Jak mówi, kolejna tragedia dziejąca się na świecie wzbudziła wśród włoskiej ludności falę głębokiej hojności.
O korytarzach humanitarnych rozmawiali z Franciszkiem polscy biskupi w czasie wizyty ad limina Apostolorum. Cytuję za abp. Stanisławem Gądeckim: „wspominaliśmy Ojcu Świętemu o korytarza humanitarnych i potrzebie ich stworzenia, żeby tym ludziom, którzy w tej chwili znajdują się w takiej dramatycznej sytuacji, dano przynajmniej jakieś światło w tunelu”. Po tych słowach - temat, jak kamień w wodę. Troska o bezpieczeństwo granic nie wyklucza tworzenia bezpiecznych korytarzy humanitarnych. Dotyczy to także Polski. Jestem głęboko przekonana, że powinniśmy i jesteśmy w stanie taką bezpieczną i legalną pomoc potrzebującym zaoferować. Korytarze humanitarne nie oznaczają otwarcia drzwi dla wszystkich, jak to zrobiła kanclerz Angela Merkel. Są one otwarciem drzwi dla tych, którzy nie mają niczego, bo wszystko stracili. Żeby wiedzieć, komu drzwi otworzyć, musimy znać historię człowieka, który chce do nas przybyć. I temu poznaniu służy cała machina towarzysząca organizowaniu tych korytarzy życia. Są one programem bezpiecznego i legalnego przesiedlania ludzi, którzy uciekają od wojny i głodu do Europy, a następnie ich włączania w życie społeczne danego kraju. Korytarze humanitarne nie są dla nas zagrożeniem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.