"Wyrzucane przez rodzinę na bruk. Oddawane do współczesnego niewolnictwa. Sprzedawane do haremów. A wszystko przy cichym społecznym przyzwoleniu. Sytuacja kameruńskich kobiet na początku XXI wieku to setki tysięcy dramatów. – Teraz już wiem, dlaczego Bóg zesłał nam tutaj tych dwóch polskich zakonników – szepcze ze wzruszeniem kacyk klanu Nkol Mouma, modląc się wraz ze swoim plemieniem o ratunek dla swoich kobiet. Reportaż o szwalniach budowanych przez księży marianów z Polski w Kamerunie.
Polskie dzieło
Środek Kamerunu. Zielona plątanina gałęzi buszu. Obficie i gęsto porastających okoliczne obłe pagórki. Gdzieniegdzie polana. Czasem przesieka wypełniona sawanną. I maleńka wioska pośrodku tego wszystkiego. Położona 40 kilometrów na północny-wschód od stolicy kraju. To Minkama.
– Z naszego mariańskiego seminarium wcale nie tak łatwo tu dojechać – uśmiecha się na wspomnienie swoich początków pracy w Kamerunie ks. Krzysztof Pazio. – Z Ngoya, gdzie mieszkaliśmy na początku, do Minkama jest niby tylko 50 kilometrów. Ale przez przepływającą w pobliżu rzekę Sanaga, z której obficie eksploatowany jest piasek, od wczesnych godzin porannych główna droga dojazdowa jest zablokowana przez ładowarki. Nie sposób jechać tu szybko.
W roku 2014 miejscowy biskup darował to zapomniane przez świat miejsce właśnie polskim zakonnikom. A konkretnie dwóm księżom marianom.
– Pamiętam, jak przyjechał do nas na wizytację. Niczego się nie spodziewaliśmy. A on po mszy ogłasza, że niniejszym eryguje w tym miejscu parafię. I że ja będę proboszczem, a Cyryl wikarym. Staliśmy obok przy ołtarzu jak wryci. Wszystko wydarzyło się tak szybko.
I rzeczywiście. Trudno było się spodziewać, aby wizytujący maleńką miejscowość Minkama biskup od razu zdecydował o ustanowieniu tu parafii. Wszak nie było wówczas tu nawet kościoła. Jedynie prowizoryczny barak z ołtarzem. O budynkach plebani, czy jakimkolwiek pomieszczeniu gospodarczym nawet nie wspominając. Na początku księża dojeżdżali w to miejsce ze wspomnianego seminarium w Ngoya.
– Te codzienne pobudki o 5 rano… – wspomina się uśmiechem ksiądz Krzysztof. – A potem powroty do siebie. I tak codziennie przez wiele miesięcy.
Dziś w Minkama doskonale pamięta się moment, w którym przyjechali tu Polacy. Dwaj misjonarze posługujący w najstarszym polskim zgromadzeniu. Założonym jeszcze w 1670 przez św. Ojca Stanisława Papczyńskiego. Pamięta się, gdyż od tamtej pory bardzo wiele się tu zmieniło. Klepisko, na którym dzieci w porze suchej grały dotąd w piłkę, przeznaczono na budowę świątyni. Sąsiad użyczył księżom swojego domu na przechowywanie materiałów budowlanych. Sami zaś mieszkańcy ochoczo wzięli się do pomagania w budowanie plebanii. Wreszcie zaś wybudowano studnię głębinową.
– I mogłem wziąć szybki prysznic w bieżącej czystej wodzie – śmieje się ksiądz Krzysztof. By na tym samym wdechu dodać. – Nie tak jak wcześniej, gdy mieszkaliśmy w domu na wiosce, gdzie woda była tak brudna, że wycierając się po prysznicu na ręczniku osadzała się jeszcze cała warstwa piachu.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.