"Wyrzucane przez rodzinę na bruk. Oddawane do współczesnego niewolnictwa. Sprzedawane do haremów. A wszystko przy cichym społecznym przyzwoleniu. Sytuacja kameruńskich kobiet na początku XXI wieku to setki tysięcy dramatów. – Teraz już wiem, dlaczego Bóg zesłał nam tutaj tych dwóch polskich zakonników – szepcze ze wzruszeniem kacyk klanu Nkol Mouma, modląc się wraz ze swoim plemieniem o ratunek dla swoich kobiet. Reportaż o szwalniach budowanych przez księży marianów z Polski w Kamerunie.
– Wśród Kameruńczyków to zupełnie zrozumiałe. Oddawanie córki wujkowi bądź krewnemu, aby ten się ją zaopiekował, nie budzi tu szoku ani zdziwienia – wyjaśnia ksiądz Krzysztof. – I to pomimo pełnej świadomości, że ów mężczyzna będzie z taką dziewczynką współżył. Postrzegając to niejako jako zapłatę za utrzymanie. Podobnych dramatycznych historii dziewczynek mógłbym podawać dziesiątki.
Część z nich trafia do związków poligamicznych. Inne na utrzymującego go wujka. Jeszcze gorszy los będzie jednak czekał ich córki. Wydziedziczone przez nie przyznające się do nich rodziny wylądują finalnie na ulicy. Tam zaś zaczną zarabiać jako prostytutki.
– Ten problem narasta u nas z roku na rok – żali się Jean Robert, pracujący na co dzień w kameruńskim Ministerstwie Leśnictwa. – Na tych terenach żyje dość duża populacja ludzi. A terenów użytkowych pod uprawy wcale nie jest za wiele. Każdy kolejny potomek jest więc bardzo często postrzegany jako problem. Trzeba mu przecież coś zapisać w udziale. Tak rodzą się dramaty.
Nie mogłem ich tak zostawić
– Po kilkudziesięciu tego typu historiach, jakich stałem się świadkiem, zdecydowałem, że wybudujemy dla tych biednych dziewcząt szwalnię – oznajmia silnym głosem ksiądz Krzysztof.
– A środki? Skąd je weźmiecie? Przecież kościół to wciąż tylko goła, nieotynkowana elewacja z cegieł. Plebania też jeszcze niedokończona – dopytuję. – Wszystko w rękach Boga. Jestem pewien, że nam pomoże. Nie możemy zostawić tak tych dziewczyn. Trzeba im dać wędkę. Wtedy już sobie poradzą.
I rzeczywiście. Plan budowy ogólnodostępnej szwalni bardzo szybko stał się oczkiem dla wielu okolicznych mieszkańców. Wielu nie kryło łez wzruszenia.
– Teraz już wiem, że tych dwóch Polaków zesłał nam sam Bóg! – wykrzykuje w ekscytacji szef klanu Nkol Mouma, który właśnie przyszedł na niedzielną mszę z żywą kurą pod pachą. To ofiara od jego wioski. – W ciągu tych sześciu lat zrobili więcej, że działo się tutaj przez cały ostatni wiek.
W założeniach szwalnia ma być otwartym miejscem dla każdego chętnego, który chciałby z niej skorzystać. Będą tu na nich czekać podpięte do prądu maszyny. Kogo nie będzie stać, także i materiały. A także prowadzące kursy nauki rzemiosła kobiety. Te same, którym księża marianie kilka lat temu dali pieniądze, by wyjechały na rok do Jaunde na profesjonalne kursy dla szwaczek. Dziś chcą pomóc swoim siostrom, córkom, sąsiadkom. Dla których nie starczyło już środków, aby je wyszkolić. Które też pragną zarabiać na utrzymanie swoje oraz zostawionych przez ojca dzieci. By wreszcie godnie żyć.
– Chcemy ruszyć z budową jeszcze w styczniu 2022 roku. By w szwalni można było pracować już z początkiem 2023 roku. Wierzymy, że to możliwe. I ufamy, że także i teraz nasi rodacy nie zostawią nas z tym samych – uśmiecha się prostodusznie ksiądz Krzysztof.
Potrzebne na budowę szwalni środki przez cały rok zbiera Stowarzyszenie Pomocników Mariańskich: https://www.spm.org.pl/najpilniejsze-potrzeby#ocal-mlode-kobiety
Ofiary prosimy wpłacać na konto: Centrum Pomocników Mariańskich Bank Pekao S.A. VII O/Warszawa
60 1240 1109 1111 0010 7752 5847 z dopiskiem: SZWALNIA – KAMERUN
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.