- Beatyfikacja Stefana Wyszyńskiego jako prymasa, biskupa i duchownego jest ważnym znakiem na dziś w kontekście problemów, które przeżywa Kościół czy duchowieństwo - mówi w pobeatyfikacyjnej rozmowie z KAI, dr Ewa K. Czaczkowska, autorka trzech książek o Prymasie Tysiąclecia: „Kardynał Wyszyński. Biografia”, „Prymas Wyszyński. Wiara, nadzieja, miłość” oraz „Będziesz miłował….Krótka historia życia Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski”, przeznaczonej dla dzieci.
Łukasz Kaczyński (KAI): Dlaczego beatyfikacja prymasa Stefana Wyszyńskiego, która odbyła się w zeszłą niedzielę, powinna głęboko odcisnąć się w sercach Polaków?
Dr Ewa K. Czaczkowska: - Na pewno była to uroczystość poruszająca. Przede wszystkim z powodu długiego wyczekiwania, nie tyle na zakończenie procesu, co na ogłoszenie beatyfikacji. Była poruszająca przez swoją skromność, przez małą, z powodu ograniczeń, liczbę osób, które w niej uczestniczyły. Zupełnie odwrotnie niż za życia prymasa Wyszyńskiego, gdy na uroczystości z jego udziałem przyjeżdżało kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy osób. Osobiście mam nadzieję, że beatyfikacja, a właściwie przygotowania do niej, odcisną się najmocniej w umysłach Polaków, głównie tych, którzy urodzili się po 1989 r. Ufam, że wiele osób dowiedziało się, co zawdzięczamy prymasowi Wyszyńskiemu jako Kościół i jako naród polski. A zawdzięczamy mu wiele, bo po pierwsze, odzyskanie wolności poprzez duchowe przygotowanie Polaków do zrywu solidarnościowego w 1980 r. Zawdzięczamy mu obronę wiary i Kościoła przed antykatolicką i antykościelną polityką władz komunistycznych. Zawdzięczamy też zachowanie polskiej tożsamości i ducha przed sowietyzacją, a także wybór Jana Pawła II. Karol Wojtyła został papieżem, bo był mocarzem ducha i intelektu, ale Kościół powszechny nie poznałby go, gdyby nie siła i żywotność polskiego Kościoła, co było efektem prymasostwa kard. Wyszyńskiego.
Beatyfikacja Stefana Wyszyńskiego jako prymasa, biskupa i duchownego jest również ważnym znakiem na dziś w kontekście problemów, które przeżywa Kościół czy duchowieństwo. Jest symbolem nadziei dla świeckich i wzorem dla pasterzy Kościoła. I w tym też znaczeniu rola prymasa Wyszyńskiego się nie kończy. Błogosławiony prymas Wyszyński może nas nadal prowadzić.
KAI: Czy jego nauczanie nadal pozostaje aktualne?
- Oczywiście, choć zapewne z racji zmiany sytuacji społeczno-politycznej i warunków życia nie całe nauczanie prymasa można przenieść do dzisiejszego świata w proporcji 1:1. Ale zapewne jego większość jest aktualna. Podstawowe pytania i dylematy człowieka pozostają bowiem niezmienne, niezależnie od kontekstu historycznego - pytania o życie i śmierć, o wiarę, miłość, prawdę. Prymas udzielał odpowiedzi na nie, czerpiąc z najważniejszego źródła, czyli Ewangelii. Uczył i nadal uczy Polaków przede wszystkim szacunku dla godności człowieka, która nadana mu przez Boga jest źródłem jego praw, i dlatego żaden system polityczny pozbawić go ich nie może. Nauczanie prymasa było wielką szkołą chrześcijańskiego, ale i obywatelskiego myślenia. Prymas w nauce społecznej, której był znawcą i którą rozwijał, szukał odpowiedzi na wszystkie inne dylematy, dotyczące rozwiązania konkretnych ludzkich problemów w rzeczywistości PRL.
KAI: Czym Prymas Tysiąclecia zaskakuje współczesnych?
- Mnie zaskakuje nauczaniem na temat pracy i miejsca kobiet w Kościele. Według prymasa praca wykonywana zgodnie z powołaniem, czyli w zgodzie z wolą Boga oraz z miłości do Boga i bliźniego, ma nie tylko ogromną wartość w rozwoju moralnym i duchowym człowieka, ale może mieć charakter zbawczy. Może niejako zadośćuczynić za winy człowieka. Takiego myślenia o sensie pracy, która dzisiaj zbyt często postrzegana jest wyłącznie jako źródło zaspokojenia rozbudowanych potrzeb materialnych, bardzo nam potrzeba. Kardynał Wyszyński szedł dalej niż św. Benedykt, który głosił: ora et labora, czyli módl się i pracuj. Prymas mówił: "módl się pracą".
Prymas jest też wciąż nowatorski w myśleniu o miejscu kobiet w Kościele. On nie tylko uznawał ważną rolę kobiet w pracy apostolskiej, ale korzystał z ich duszpasterskich pomysłów, zapraszał do różnych kościelnych gremiów, promował je, w czym zapewne dziś doskonale wpisywałby się w pontyfikat papieża Franciszka. Oczywiście, kard. Wyszyński podkreślał rolę kobiety jako matki, ale uznawał też aspiracje społeczne kobiet, co więcej, mówił, że musi je uznać Kościół. I działo się to jeszcze przed Soborem Watykańskim II. Sam pełen szacunku dla kobiet, uczył go księży, krytykował protekcjonalizm w podejściu do kobiet, przypominał o osobowej równości kobiet i mężczyzn. Mówił, że nie chodzi o to, by Kościół feminizować, ale wskazywał, że nikt nie ma prawa go całkowicie maskulinizować. Ten postulat jest wciąż aktualny.
KAI: Wielu mówi, że najistotniejszym przekazem prymasa Stefana Wyszyńskiego dla potomnych jest przebaczenie. To prawda?
- Podzielam tę opinię. Bez przebaczenia nie da się żyć w żadnej relacji - w rodzinie, w pracy, w życiu społecznym i politycznym. I tego nam dziś bardzo brakuje, szczególnie w życiu publicznym. Przebaczenie jest nie tylko wyrazem miłości wobec innych, ale też, jak mówił prymas Wyszyński, wobec samego siebie. Jest kluczem do przywrócenia wolności samemu sobie. Prymas doskonale wiedział o czym mówi, bo on naprawdę miał komu i za co przebaczać. Mamy tu dwa wielkie wątki. Jeden ma początek w czasie wojny, a zwłaszcza Powstania Warszawskiego, i kończy się Listem biskupów polskich do niemieckich, który nota bene nie doczekał się wówczas godnej, to znaczy chrześcijańskiej odpowiedzi ze strony biskupów niemieckich, czym prymas był mocno rozczarowany. I drugi wielki wątek to przebaczanie funkcjonariuszom partyjno-państwowym w PRL. Wprost heroicznym doświadczeniem było przebaczanie każdego dnia, przez trzy lata internowania tym, którzy zdecydowali o uwięzieniu prymasa, i tym funkcjonariuszom UB, którzy go dzień i noc pilnowali. Ale prymas przebaczał także innym – świeckim i duchownym, którzy na niego donosili, przebaczył biskupom, którzy po jego aresztowaniu zgodzili się na dystansującą od prymasa deklarację lojalności wobec rządu. „Nie ma takiej krzywdy, której nie można by przebaczyć” - mówił prymas i dawał tego przykład wiernym. Na zakończenie Wielkiej Nowenny, która była swoistym rachunkiem sumienia narodu przed milenium chrztu Polski, powiedział, że byłby złym pasterzem, gdyby żądał od innych miłości i przebaczenia wrogom, a sam do tego się nie stosował. On przebaczał i modlił się za tych, którzy źle mu czynili.
KAI: W homilii wygłoszonej podczas zeszłoniedzielnej beatyfikacji wysłannik papieża Franciszka, kard. Marcello Semeraro, wskazał, że nawet w najtrudniejszych czasach komunizmu i internowania Prymasowi Tysiąclecia zawsze towarzyszyły słowa „Będziesz miłował”. Jak to rozumieć?
- Miłość to chrześcijańska odpowiedź na zło. Na doznaną krzywdę, niesprawiedliwość czy cierpienie. Na zło, którego sprawcą jest człowiek indywidualny i na zło systemowe, a takim był hitleryzm i komunizm, których skutków doświadczył w swym życiu prymas Wyszyński. „Będziesz miłował” - te słowa ks. Wyszyński przeczytał na nadpalonej kartce, którą wiatr przyniósł z płonącej, powstańczej Warszawy. I uznał za testament stolicy: miłość jako odpowiedź na erupcję zła, którą w najwyższym stopniu była wojna, ale także czasy komunizmu, który władzę oparł na nienawiści klas. A prymas Wyszyński mówił: „Nienawiść można pokonać tylko miłością”. „Będziesz miłował” - to był program życia prymasa i droga jego świętości.
KAI: Prymas Tysiąclecia był człowiekiem maryjnym. Czego jego ufność Maryi uczy człowieka w dzisiejszym świecie?
- Kardynał Wyszyński mówił, że nie wystarczy w Boga wierzyć, trzeba Bogu zawierzyć. On zawierzył się Bogu-Ojcu przez Maryję. Jego duchowość maryjna rosła w czasie, tym silniej, im droga jego kapłańskiego powołania stawała się trudniejsza, aż po akt osobistego oddania się Maryi w niewolę miłości w czasie internowania. Zapewne z racji przemian kulturowych i często złego rozumienia istoty wolności, akt duchowego oddania się w niewolę miłości jest dzisiaj większym wyzwaniem niż jeszcze kilkadziesiąt la temu. Maryjność jest częścią duchowego testamentu błogosławionego prymasa, wskazówką, by trwać przy Maryi. To jest światło na naszą drogę w przyszłość, tak jak dla prymasa Wyszyńskiego były słowa umierającego kard. Hlonda, który mówił, że zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie zwycięstwem Maryi. Te słowa były dla prymasa Wyszyńskiego światłem, które nie pozwoliło zbłądzić w drodze. Jego droga życia pokazuje - i to jest też dla nas wskazówka - że maryjność to nie jest uczuciowość, ale życie cnotami Maryi i wierne podążanie za Chrystusem, za cenę krzyża. Prymas pod koniec życia mówił, że jego życie było drogą Wielkiego Piątku, drogą krzyża, ale jednocześnie widział owoce tej drogi, czyli zawierzenia siebie, Kościoła i Polski Maryi -najpierw w wyborze Jana Pawła II, a następnie w jego pierwszej pielgrzymce do Polski. Owocem zaś zawierzenia w życiu indywidualnym prymasa jest, oczywiście, jego niedawna beatyfikacja.
KAI: Pojawiają się głosy, że prymas Stefan Wyszyński jest dla kolejnych pokoleń coraz bardzo odległy. Jak to zmienić?
- Trzeba pokazywać Stefana Wyszyńskiego nie jako postać pomnikową, czy herosa, ale jako człowieka, którego świętość wyrażała się w codziennych zmaganiach i wyzwaniach. Pokazywać prymasa nie jako postać oderwaną od rzeczywistości, bo takim nie był, ale człowieka, który dobrze znał problemy ludzi, w tym robotników, który doświadczył cierpienia, samotności, choroby, biedy, a nawet głodu. Trzeba pokazywać w jaki sposób wiara integrowała jego życie wewnętrzne i zewnętrzne, sprawiając, że nie było w jego życiu fałszu, ale spójność, czystość serca i myśli. Trzeba wreszcie przekładać jego nauczanie na język bardziej współczesny, stosować nowoczesne środki wyrazu, takie, jakie trafiają dziś zwłaszcza do młodych ludzi.
Bardzo cieszy, że ukazują się książki, teksty źródłowe i powstało muzeum - to wszystko jest ważne. Ale myślę, że potrzeba produkcji filmowych i nie tylko dokumentalnych, których jest stosunkowo dużo. Niedawno była premiera drugiej fabuły o Wyszyńskim, ale oba filmy obejmują tylko fragmenty jego życia. Brakuje natomiast filmu fabularnego, ukazującego całe życie prymasa. A jest ono doskonałym scenariuszem na film akcji. Ufam, że taki jeszcze powstanie.
rozmawiał Łukasz Kaczyński
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).