Mniej istotne kto zasiał, a kto zbiera plony, ale to kto daje wzrost.
Smutne to. Przynajmniej dla mnie. Nie napiszę, że gorszące, bo raczej się nie gorszę. To przecież bez sensu pozwalać sobie na zło, stawać się gorszym, tylko dlatego, że ktoś inny takim się okazał. Bolesne? Chyba mam grubą skórę, bo też nie. Ale smutne. Myślę o tej atmosferze sporu, jaka narasta wśród wierzących. W codziennym życiu tak nie jest, ale w mediach –zwłaszcza społecznościowych – wieczne pretensje, wieczna krytyka; to źle, tamto niedobrze. I oczywiście całe mnóstwo rad. Nic, tylko wcielać je w życie. Tyle że rad nieżyciowych właśnie. Tak jakby w sprawach wiary wystarczyło zrobić „pstryk” i wszystko już będzie dobrze. Tymczasem nie będzie. Z wielu powodów. Między innymi dlatego, że wszyscy skażeni jesteśmy grzechem pierworodnym i nawet najszczytniejsze ideały rozbijają się o naszą małość, bylejakość czy egoizm. W kwestii wiary czy niewiary także dlatego, że wiara – o czym ciągle się zapomina – jest przede wszystkim łaską daną przez Boga. Jeśli Bóg nie dotknie ludzkiego serca można dwoić się i troić – nic z tego nie wyjdzie.
Nie znaczy to oczywiście, że nie trzeba nic robić. Bardziej o to, by mieć tych wielu uwarunkowań świadomość. I nie mierzyć wartości czyjejś pracy li tylko ilością odsłon czy facebookowych lajków; nie mierzyć też czymś, co można nazwać duszpasterskim sukcesem. Bo tak naprawdę co nim jest?
To trochę jak w szkołach. Mówi się o lepszych i gorszych. Mówi się o gorszych i lepszych nauczycielach. I w sumie tak jest. Tyle że zaliczenie do jednej czy drugiej grupy... No bo czy to dziwne, że jeśli do danej szkoły ponadpodstawowej przyjmuje się tylko uczniów z najwyższą średnią, to oni dalej dobrze się uczą i zdobywają laury olimpiad? Przecież to ci najlepsi prawda? Niewielu zauważa tych, którzy w tych szkołach „sobie nie poradzili”. Piątkowy, wzorowy niegdyś uczeń sobie nie radzi. Zostaje na drugi rok w tej samej klasie albo musi zmienić szkołę. Czy wolno spytać, jacy to dobrzy nauczyciele, jaka to dobra szkoła, skoro on, zdolny, nagle nie tylko obniżył loty, ale wręcz zapikował w ziemię?
No i są te szkoły gorsze. Z gorszymi niby nauczycielami. Do których przychodzą ci, których gdzie indziej nie chciano. Ze średnią ocen ledwie ponad dwa. I za parę lat okazuje się, że spora część z nich zdała maturę; wielu całkiem dobrze. To w której szkole są lepsi nauczyciele, która szkoła jest lepsza?
Myśląc o różnych duszpasterstwach i ich sukcesach czy porażkach ciągle myślę o szkolnych katechetach. Tfu, nauczycielach religii. No bo kto trafia do duszpasterstwa? Przecież zawsze ten, kto wykaże jakieś zainteresowanie, kto chce, prawda? Ktoś, kogo jakoś już dotknęła Boża łaska. Nie jest wielkim sukcesem pomóc mu pójść dalej. Nauczyciel religii ma znacznie trudniej. Prócz wierzących ma religijnie obojętnych a także przeciw Bogu zbuntowanych. Jak jednocześnie trafiać do nich wszystkich? No i czy nie jest większym sukcesem stać się kanałem Bożej łaski dla jednej, zaginionej owcy, niż dobrze zaopiekować się dziesięcioma takimi, które same wiedzą gdzie pastwisko, gdzie wodopój i gdzie zagroda? Zaznaczmy: dobrze się zaopiekować. Bo można zamiast zdrowego jedzenia karmić słodyczami, którymi przejedzenie skutkuje... Wiadomo.
Święty Paweł w jednym ze swoich listów napisał, że nie ma co chlubić się Bożą łaską, raczej trzeba chlubić się swoimi słabościami, aby tym bardziej widoczne było działanie Boga. I chyba taką postawę powinniśmy wszyscy przyjąć w tych naszych sporach. Zamiast o swoich sukcesach a cudzych porażkach mówić o swoich porażkach i sukcesach Bożej łaski. Znacznie więcej w takiej postawie realizmu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).