Choroba rewiduje wszystkie priorytety. To co było na co dzień ważne i angażujące nasze siły, nagle staje się bez znaczenia. W codziennym zabieganiu wyolbrzymiamy denerwujące nas bzdety, denerwujemy się głupstwami, a sprawy naprawdę istotne przeciekają przez życie jak przez dziurawe sito.
Odsłona 6. Zwycięzca śmierci
Gdy dookoła nas umierają covidowo bliżsi, dalsi i najukochańsi, zaczynamy poważnie myśleć o śmierci. Często nawet czujemy na plecach jej oddech. Podobno niektórzy święci (dajmy na to – św. Paweł) nie mogli doczekać się spotkania z Panem. No, ale ja do nich – przyznaję się ze wstydem – nie należę. Kurczowo trzymam się życia. Teraz wiem, że zbyt kurczowo, ciągle coś planuję i pędzę gdzieś, tyle spraw mam pozaczynanych, niedokończonych…
Ale są i tacy, którzy oswoili umieranie. Szokiem, nie tylko dla mnie, była śmierć ks. Zygmunta Lisieckiego. Kochaliśmy tego świętego kapłana i wspaniałego człowieka. Był znany i ceniony nie tylko lokalnie, w parafiach, gdzie posługiwał jako proboszcz, lecz szeroko – w diecezji. Gorliwie angażował się w Ruch Światło-Życie, jako liturgista i oddany spowiednik formował rzesze świeckich i seminarzystów, a swoje umiłowanie Pisma Świętego przekazywał nie tylko w kapitalnych kazaniach, ale i niezapomnianych konferencjach ojca duchownego niezliczonych pielgrzymek pieszych do Częstochowy.
Wieść o covidowej chorobie ks. Zygmunta rozeszła się szybko i daleko. Msze święte, litanie, Różaniec – odmawiany we wspólnotach i prywatnie – potężna modlitwa niby kadzidlana woń biła w Niebo. Ufaliśmy, że to nasze gorliwe zaangażowanie przyniesie skutek, podobno – nadzieja umiera ostatnia. Nie mogliśmy się pogodzić z myślą, że jego pielgrzymka dobiegła końca. A on właśnie był gotowy na spotkanie ze Zmartwychwstałym! Miał prawo do Pawłowych słów: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem…” Zanim podłączono go do respiratora miał powiedzieć: „Jeśli Pan Jezus uzna, że jestem tutaj jeszcze potrzebny – to mnie zostawi. Jeżeli jestem potrzebny tam, to co byście nie robili – nie dacie rady. Wierzę w Boga. Zawsze wierzyłem. Od dziecka. Wszystko w ręku Boga…” Teraz więc pielgrzymuje po niebiańskich łanach z Biblią w ręku – po czym był rozpoznawalny na ziemi – i w towarzystwie świętych śpiewa Maryi: „Niech usta me chwalą Cię co dzień…”
Odsłona 7. Mors certa, hora incerta
Ta dziwna choroba, która dotyka nas globalnie (co prawda – niejednakowo, ale wszyscy odczuwamy jej skutki), obiera siły i bliskich, przypomina również, że jesteśmy śmiertelni. I że śmierć jest jedyną pewną rzeczą na tym świecie. Niepewna jest tylko jej godzina.
Opowiadał mi znajomy, że uczestnicząc w dziesięcioosobowym zebraniu zwołanym w realu przez dyrektora, zaraził się od kogoś, kto nieświadomy swojego zarażenia, brał w nim udział. Zachorowali wszyscy. Dwoje ludzi zmarło. „Mnie się udało”- mówił mój rozmówca. A gdyby nie? Czy jesteśmy gotowi na wieczność?
Co zostawiam po sobie w obliczu nagłej śmierci? Bałagan w szafie? Łazience? Garażu? Mam tyle spraw do załatwienia; ludzi, z którymi koniecznie muszę się zobaczyć – przecież pandemia pozamykała nas w ciasnej przestrzeni i tęsknimy za sobą coraz dotkliwej. Ale choroba rewiduje wszystkie priorytety. To co było na co dzień ważne i angażujące nasze siły, nagle staje się bez znaczenia. Kłótnie o bzdury, sprzeczki o błahostki, dążenie do nieustannego zdobywania (wiedzy, kwalifikacji, pieniędzy, kariery, szacunku, władzy) nagle nie mają znaczenia! W codziennym zabieganiu wyolbrzymiamy denerwujące nas bzdety, denerwujemy się głupstwami, a sprawy naprawdę istotne przeciekają przez życie jak przez dziurawe sito.
Ktoś, kto w gniewie zranił najbliższą osobę, raptem uświadamia sobie, że nie zdążył jej przeprosić. I nie będzie miał drugiej szansy. Pobyt w szpitalu, bez możliwości kontaktu to kolejny koszmar, o którym nie chcą mówić pacjenci covidowi. Wcale nie dlatego, że brakuje im opieki medycznej. Brakuje im drugiego człowieka. My ludzie jesteśmy stadni, samotność nas unieszczęśliwia. Ale jeśli ktoś ma wiarę „jak gorczycy ziarno”, znajdzie źródło siły. W myśleniu o rzeczach ostatecznych staje się ona kluczowa. W zamknięciu – towarzystwo Pana Boga pokrzepia. Msza w telewizji? Dobra jest… ale nie wystarcza. Tęsknota za Jezusem Eucharystycznym uświadamia, jakim skarbem Kościoła jest Najświętszy Sakrament w realu, nie on-line. Znajomego w takich momentach uratował akt zawierzenia, kiedy oddawał swoje życie Chrystusowi przez Maryję w ramach rekolekcji „Oddanie 33”. Mógł więc spokojnie stwierdzić: „Co mogłem, to zrobiłem. Reszta w rękach Boga”.
Ja i wielu innych pokonaliśmy chorobę. Widocznie jesteśmy potrzebni i ludziom, i Bogu. Obyśmy tylko potrafili usłyszeć Jego głos i pójść za nim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.