Bywa, że prosty człowiek widzi więcej, niż otaczający się książkami naukowiec.
21 marca. Pierwszy (pełny) dzień wiosny, ale na dworze lodowato. Epidemii w Polsce dzień 383. Bodaj z największą od początku epidemii liczbą hospitalizowanych z powodu kowida... Serce wyrywa się ku normalności, ale do niej... No, może nie tak daleko, ale przecież najbliższe dni czy tygodnie na pewno łatwe nie będą. Widać Bóg ma jakiś plan w tym, że dopuścił na nas bardziej zakaźny wariant wirusa. Bardzo mocno doświadczamy, jak niewiele od nas, ludzi zależy....
Gdzieś na marginesie wielkich problemów, którymi żyje nasze społeczeństwo, pojawił się ostatnio problem z wilkami. Jest ich coraz więcej, coraz częściej atakują zwierzęta domowe, także pilnujące gospodarstw psy, a zdarzyło się, że dwa (lub w sumie nawet trzy) zaatakowały pracujących w lesie ludzi. I nie przestraszyły się nawet mocno przecież hałasujących pił. Te dwa, choć generalnie gatunek znajduje się pod ochroną, zostały unieszkodliwione. I słusznie. Stwarzały dla ludzi zbyt wielkie niebezpieczeństwo. Problem jednak nie zniknął. Co będzie, gdy jakieś inne agresywne wilki zaatakują nie tak dobrze „uzbrojonych”, dorosłych mężczyzn, ale na przykład dzieci? Takim na przykład dwunastolatkom nie wolno chodzić do lasu? A grzybiarze? A turyści? Ludzie mają zamykać się na swoich posesjach za wysokim płotem i nigdy nie zapominać o zamykaniu furtki, bo wilki mają prawo kultywować swoje wilcze obyczaje, a człowiek nie powinien im przeszkadzać?
Na problem wskazuje wielu wcale nie laików, ale znawców problemu. Uważają, że nie jest pytaniem czy, ale kiedy jakieś wilki zaatakują człowieka po raz kolejny. I postulują ograniczenia ich liczby przez odstrzał. Alergicznie na takie pomysły reagują członkowie różnych „zielonych” organizacji. W myśl zasady, że zwierzę zawsze jest na swoim miejscu, a spacerujący czy pracujący w lesie człowiek – nie. Nie jest u siebie nawet wtedy, gdy jest w swoim przydomowym ogródku. W sukurs idzie im część naukowców. „Demonizowanie wilków nie służy ich ochronie i niepotrzebnie potęguje strach związany z ich obecnością w środowisku. Musimy nauczyć się dostrzegać istotną rolę, jako te drapieżniki odgrywają w ekosystemach oraz rozwiązywać konflikty przez nie wywoływane, które są najczęściej bezpośrednim lub pośrednim wynikiem działań człowieka” - czytamy na przykład w stanowisku naukowcy związani z PAN. Klasyka: wilk zaatakował, człowiek winny, bo się czegoś tam nie nauczył. Bo zabrał wilcze terytorium (choć od dziesiątek lat lasy w pola i wioski zamieniane nie są), nie umiał się odpowiednio zachować itd itp. Członkowie owych organizacji ekologicznych i stający murem za obroną wilków pewnie wiedzą. Tym lepiej, jeśli żyją w okolicy, w której wilków nie ma. I w swoim ideologicznym zacietrzewieniu nie dostrzegą problemu, dopóki jakiś wilk, nie zważając na ich wybitne kompetencje, nie dobierze się do czterech liter któregoś z nich.
W przeciwieństwie bowiem do już dobrze zadomowionych w naszych miastach dzików czy coraz lepiej mających się w lasach niedźwiedzi, które atakują raczej tylko wtedy, gdy czują się zagrożone, wilki to jednak zwierzęta mające polowanie we krwi. I właśnie znajomość tej wilczej natury każe stosować wobec nich takie metody, by zaczęły się człowieka znowu bać. Inaczej faktycznie kolejny atak na ludzi to tylko kwestia czasu. Niezależnie od tego, co będą mówić trwający w swoim ideologicznym zacietrzewieniu ich obrońcy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.