W Kościele zawsze byli prorocy z wizją przyszłości i opóźniający marsz maruderzy.
Ksiądz Grzegorz Strzelczyk, w pisanym z perspektywy śląskiej prowincji felietonie dla miesięcznika W drodze, wsadził przysłowiowy kij w mrowisko. Dla jednych tekst proroczy, dla innych podważenie sensu ich pracy i wieloletniego zaangażowania. W przypadku drugiej grupy w pierwszej kolejności zareagowali ci, którzy akurat nie powinni mieć powodu do bicia się w piersi. Ludzie z pierwszej linii frontu. Zaangażowani w duszpasterstwo. Nie ograniczający się do dolewania wody.
O co chodzi? We wspomnianym felietonie autor zauważa: „I gdy dotychczasowe źródła mąki zaczęły się wyczerpywać, zamiast wybrać się na poszukiwanie nowych pól uprawnych, by siać, doglądać, zbierać i mleć, polski Kościół – po mojemu duchowni i świeccy liderzy pospołu – poziom w boncloku utrzymywać zaczął… dolewając wody”.
W tym kontekście oburzenie wielu liderów może okazać się przynajmniej częściowo zrozumiałe. Przecież mamy kilka nieźle funkcjonujących ruchów odnowy. Ruch Światło-Życie, choć już nie tak masowy jak w latach osiemdziesiątych, ciągle stawia na formację dojrzałych chrześcijan. A wizja księdza Blachnickiego znalazła potwierdzenie nie tylko w mecenacie Jana Pawła II. Także Benedykt XVI wskazywał na wielką wartość charyzmatu założyciela i zakorzenienie Ruchu w parafii. Odnowa charyzmatyczna, w nowych strukturach CHARIS, zaczyna nabierać wiatru w żagle. Neokatechumenat, jak zwykle bez wielkiego rozgłosu, kontynuuje formację we wspólnotach. Owocem są choćby nowe powołania. Ale i odważne wchodzenie w kolejne, coraz bardziej zlaicyzowane, parafie.
Problem w tym, że ciągle nie jest to główny nurt w polskim Kościele. Dalej funkcjonuje on, o czym pisałem w ubiegłym tygodniu, na zasadzie pospolitego ruszenia z okazji jakieś rocznicy czy kolejnej wizyty papieża. W dodatku jest mu z tym dobrze. Zaangażowanie w ruchach i wspólnotach ciągle postrzegane jest jako dodatkowe, prywatne, w dodatku niekoniecznie priorytetowe. Więcej, zdarzają się, nawet dość często, przypadki, gdy te wspólnoty, z dnia na dzień, pozbawiane są opiekunów i duchowych przewodników. Trochę na zasadzie: jeśli z Boga to przetrwa. Bardziej: skończy się, będzie spokój. Innym razem przełożeni wychodzą z założenia, że każdy ksiądz powinien nadawać się do wszystkiego. Tymczasem nie zawsze ksiądz świetnie pracujący z małymi dziećmi odnajdzie się w Odnowie, a zaangażowany w Neokatechumenat w Oazie. Nie ma u świętego Pawła charyzmatu "do wszystkiego".
W tle jawi się problem duszpasterskiego nawrócenia, o którym tak często wspomina Franciszek i dokumenty ostatnich synodów. Problem nie jest nowy. Wieloletni wykładowca homiletyki we włocławskim seminarium, ś.p. ksiądz Marian Rzeszewski, pisał w jednej ze swoich książek, że w Kościele zawsze byli prorocy z wizją przyszłości i opóźniający marsz maruderzy. Działania ostatnich ograniczają się do utrzymania status quo, czyli – mówiąc językiem Franciszka – dawania starych odpowiedzi na nowe wyzwania. Tymczasem wypracowany przed wojną model funkcjonowania stowarzyszeń katolickich niekoniecznie musi się sprawdzać w nowych warunkach. Wspomniane nawrócenie duszpasterskie jest niczym innym jak odwagą szukania nowych odpowiedzi na wyzwania czasu. Konieczność nieustannego „aggiornamento”, do którego wzywają soborowe konstytucje i dekrety, nie kończy się wraz z przetłumaczeniem tekstów liturgicznych na języki narodowe.
Rzecz zatem w tym, by to, co w tej chwili jest na peryferiach duszpasterskiego zaangażowania, przenieść do jego centrum. Inaczej, jak pisał ksiądz Strzelczyk, dalej będziemy utrzymywać poziom dolewając wody do boncloka, winą za rozcieńczony żurek obarczając laicyzację, Europę i wszelkiej maści „izmy”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.