Nie do wysłowienia

Czym właściwie jest piękno? Hmmm... To chyba dziecko prawdy.

Reklama

Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" z inspiracji KKK 2500-2503

Jeśli kłamstwo burzy relacje międzyludzkie, to kłamstwo powielone w mass mediach jest dla nich jak wybuch potężnej bomby. Stąd odpowiedzialność: nadawców, by przekazywali prawdę, państwa, które wyznacza ramy funkcjonowania mediów, ale i odbiorców, którzy muszą nauczyć się mądrze z mediów korzystać. To temat poprzedniego odcinka cyklu. Dziś... Przyznaję, czuję się nieco zakłopotany. Tematem, który mam podjąć. W Katechizmie zatytułowano go: „Prawda, piękno, sztuka sakralna”. Jak suchym przekazem piękna nie zniszczyć? Dlatego dziś może ciut inaczej. Nie idąc tak ewidentnie za myślą autorów Katechizmu. Oczywiście jak zwykle stosowne jego punkty przytoczone zostaną na końcu artykułu...

No bo gdyby ktoś spytał nas o definicję piękna, chyba niewielu potrafiłoby cokolwiek sensownego powiedzieć. Bo to coś, co wymyka się jakimś zasadom, logice czy wnioskowaniu. Co gorsze, różne próby ujęcia piękna w definicję brzmią tak górnolotnie, że wydają się wręcz pustosłowiem. Autorzy Katechizmu przypominają bliską chyba wielu intuicję, że piękno łączy się z prawdą: ona jest sama w sobie piękna. Przypominają o Bogu, który zanim przemówił przez to, co nazywamy historią zbawienia czyli przez zbawcze słowa i czyny, przemówił do człowieka przez swoje dzieło, przez stworzenie. Poznać Go w nim możemy tak, jak w każdym dziele rozpoznaje się jakoś artystę. Tyle że teoretyzowanie o tym związku prawdy, dobra, piękna, stworzenia, Boga, współpracy człowieka, który stara się naśladować, co piękne.... Nie, chyba trzeba inaczej.

To było wiele lat temu.  W północnej ścianie jednego z  popularnych tatrzańskich szczytów. Tyle że zimą. Przy nieciekawej pogodzie. Słońce skutecznie schowało się za zasłoną chmur, a z nieba popadywał drobny śnieg. Wiał zimny wiatr, od czasu do czasu spadały na nas małe pyłówki. Człowiek kulił się i próbował nie zakrztusić lodowymi drobinami. Kolory, których zwykle nawet zimą nie brakuje – znikły. Wokół dominowała ciemna biel (tak tak!), wśród której tkwiły szarości skał i przyszarzałe sylwetki kolorowo przecież ubranych kolegów. Że jeden miał zalodzoną brodę nie dziwiło. Ale parodniowy, czarny zarost drugiego, który w tych warunkach zmienił kolor na biały, jednak zaskakiwał. Było zimno. Sakramencko – jak powiedzieliby na Podhalu. Mróz dobierał się do każdego zakamarka naszych ciał. Zwłaszcza że ruch – owszem – rozgrzewał nas, ale tylko od czasu do czasu. Za to mnóstwo spędzaliśmy go na czekaniu. Godzina, półtorej, dwadzieścia minut... My, maleńcy wobec tego ogromu. A przecież ten ogrom to ledwie paręset metrów. Nic, wobec rozmiarów Ziemi, o Kosmosie już nie mówiąc...

To było dotknięcie prawdy. Uświadomienie sobie, kim jesteśmy. Wobec sił przyrody – nie dramatyzujmy, wcale w tych okolicznościach nie jakichś specjalnie dla nas groźnych – prawie bezradni, bo zmuszonych je znosić, choć chciałoby się jak najszybciej wyrwać z tej mlekowatej szarości i wrócić do kolorów, do ciepła. Ani góry ani ta pogoda nie szczerzyły jednak na nas zębów; nie usiłowały uprzykrzać nam życia. Po prostu były. Jak co dzień. Pada śnieg, wieje wiatr, przyszła mgła i jest zimno? Normalka. Na pewno nic przeciw nam. Tak to w górach zimą bywa. To raczej my zuchwale, opuściwszy nasze ciepłe domy,  nieproszeni weszliśmy w to królestwo. Wiatr może i nie chciałby być taki zimny, ale taki o tej porze roku po prostu jest.  Śnieg może wolałby być ciepłą wodą, ale nie ma wpływu na to, czym jest. Te skały i te lody może by i chciały ustawić się tak, żeby nam ułatwić drogę, ale były jakie były, podporządkowane prawom nadanym naturze przez ich Stwórcę.

Tak, to było odarcie ze złudzeń; to było dotknięcie prawdy. Lekcja, jak mali jesteśmy.  Jednocześnie uświadamiająca, jak wielkim miłośnikiem człowieka musi być Bóg, skoro w przeogromnym świecie ten mały, rozumny pyłek tak mocno Go interesuje, że zesłał na świat swojego Syna, by nas zbawił, by  człowiek zachował swoje istnienie w szczęściu na wieki. Szkoła prawdy, a jednocześnie – nie, nie przesadzam – dotknięcie piękna.

Fakt: setki razy bywałem w miejscach, które chyba każdy, ze mną włącznie, uznałby za piękniejsze dla oka od tych zimnych ponurości; zwłaszcza dla oka obiektywu aparatu fotograficznego. Ale te tonące w bieli szarości miały nieprzeparty urok. Urok autentyczności, urok prawdy. Twardej, surowej. Nie do opisania słowami. Tego po prostu trzeba dotknąć, doświadczyć...

Nie jestem teoretykiem sztuki. Nie odważę się napisać, jaka powinna być. Wiem za to, że nawet najpiękniejsze ludzkie dzieła – nawet strzeliste gotyckie katedry – są najwyżej marną namiastką tego piękna, jakie w stworzonym świecie dał człowiekowi Bóg. I że obcowanie z tym pięknem, niekoniecznie przecież w górach, wznosi serca ku Bogu. To doświadczenie znane chyba zresztą wielu ludziom. Tyle że rzadko o tym mówią. Bo jak piękno wyrazić słowami? Nawet gdy to wspólne doświadczenie? Pozostaje milczenie, by tego piękna nie skalać. I wprowadzanie innych w ten świat piękna. By sami poczuli, zobaczyli, usłyszeli, dotknęli, posmakowali...

A sztuka... Czy potrafi wznieść ku Bogu? Na pewno próbuje. I chyba nieraz z dobrym skutkiem. Udaje się, gdy stara się ukazać  piękno. Choćby tylko w prostych liniach. Napisali autorzy Katechizmu o sztuce sakralnej: „jest prawdziwa i piękna, gdy przez formę odpowiada swojemu właściwemu powołaniu, jakim jest ukazywanie i uwielbienie, w wierze i adoracji, transcendentnej tajemnicy Boga, niewidzialnego, najwyższego piękna Prawdy i Miłości, objawionego w Chrystusie, «który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty» , w którym "«mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała». (...) Prawdziwa sztuka sakralna skłania człowieka do adoracji, modlitwy i miłowania Boga Stwórcy i Zbawiciela, Świętego i Uświęcającego”.

Jasne? Chyba nie do końca, ale na pewno widać kierunki. Prawda i piękno. To one prowadzą ku Bogu. Nawet jeśli nie przedstawiają treści stricte religijnych. Czy chodzi o obraz, dźwięk czy słowo – kicz nie wznosi serca. A gdy sztuka epatuje brzydotą... w obrazie, dźwięku, słowie... Stawiając ją na piedestale chyba zakłamuje prawdę. Przesłanie jakie głosi człowiekowi brzmi: „brzydki byłeś, brzydki jesteś i brzydkim pozostaniesz; twoim powołaniem i przeznaczeniem jest brzydota: bo w tym brzydkim świecie żadnego prawdziwego piękna nie ma”. Głosi w specjalnie rażącym oko zestawieniu barw, w zastępującym harmonię łomocie i wrzasku, w słownictwie z rynsztoka. „Nigdzie się nie wzniesiesz: z błota powstałeś i w błoto się obrócisz”.

A to przecież nie jest prawda.

***

To ostatni odcinek poświęcony ósmemu przykazaniu. Po krótkiej przerwie – tekstami o przykazaniach dziewiątym i dziesiątym zakończymy nasz cykl. Poniżej – fragmenty Katechizmu, do których autor tym razem w szczegółach już nie nawiązywał, zostawiając rozmyślania nad ich treścią Czytelnikom :) No i punkty katechizmu podsumowujące nauczania Kościoła w kontekście odnośnie do ósmego przykazania.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama