Film przynosi sporą dawkę nadziei. – To było nasze podstawowe założenie. Ani słowa oskarżenia czy potępienia – mówi Maciej Bodasiński
To, że „jest małżeństwo, które ma problem”, rozumiem. Ale dlaczego „chcą o tym opowiedzieć”?
– Zdecydowali się dlatego, że odwiedziła ich bardzo bliska im osoba, która wiedziała, że dokonali aborcji. Przyszła do nich i rzuciła: „Dacie mi jakieś namiary na lekarzy? Chcę usunąć ciążę”. Zamarli. – Nie przyłożymy już ręki do zabijania – powiedzieli. To był moment, w którym po raz pierwszy wobec świata nazwali rzecz po imieniu. Po długich rozmowach udało im się odciągnąć tę osobę od decyzji o aborcji.
Czy trudno było ich namówić na bardzo osobistą opowieść?
– Musieliśmy początkowo dokonać czegoś trudniejszego: zdobyć ich zaufanie. Do tego stopnia, by opowiedzieli o tym przed kamerą. To początkowo była bariera nie do przeskoczenia. Jak tu opowiedzieć swą historię wielotysięcznemu tłumowi widzów? Musieli się otworzyć, pokazać nam swe codzienne życie i to (dosłownie!) od kuchni. Przez pierwsze dni nawet nie wyciągnęliśmy kamery. Chcieliśmy się najpierw zaprzyjaźnić. Towarzyszyliśmy im wiernie we wszystkim… Wspólnie gotowaliśmy, chodziliśmy na spacery i zakupy. Ważnym doświadczeniem była ich wspólna spowiedź.
Dojrzewaliście razem z nimi?
– Tak. To było wydarzenie wykraczające poza ramy planu filmowego. Gdy przyjechaliśmy, trafiliśmy do rodziny, która była w samym środku problemów, niedomówień, sklecania na nowo małżeństwa, dogadywania się… Te dwa tygodnie były naszym wspólnym otwieraniem się na spotkanie z Bogiem. Zresztą od połowy zdjęć modliliśmy się razem co wieczór. Nie wiem, czy Leszek powiedział ci o pewnym fakcie: został ojcem chrzestnym ich nowo narodzonego dziecka. To świadczy o głębokiej relacji, jaką nawiązaliśmy. Oni naprawdę bardzo mocno zaczęli oddawać swe życie Panu Bogu. To nie jest małżeństwo, które przeszło terapię, a ta magicznie zmieniła ich w świętych, doskonałych ludzi, znakomicie sobie ze wszystkim radzących. Mają mnóstwo problemów, zranień. Uczestniczenie w terapii i przeżycie żałoby spowodowało jednak, że są dziś ludźmi o wiele dojrzalszymi. Kochają się i chcą o siebie walczyć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).