Historia dla historyków, a polityka dla polityków? Polska płaci wysoką cenę za lata ulegania tej logice. Polityka historyczna to oczko w głowie wszystkich świadomych liderów i elit politycznych na świecie.
Czytelnicy nieśmiertelnego „Roku 1984” George’a Orwella z pewnością zapamiętali jeden z głównych sloganów Partii: „Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość”. Trzeba przyznać, że skojarzenie z książką symbolem nie robi dobrze tematowi. Przeciwnie, utwierdza w przekonaniu, że „zarządzanie historią” to tylko drugie imię propagandy, fałszowania historii i cynicznego wykorzystywania jej do panowania nad obywatelami i do rozrachunków na arenie międzynarodowej. Gdyby jednak nieco złagodzić to Orwellowskie zdanie i oddzielić je od kontekstu książki, uzyskalibyśmy całkiem sensowną definicję tego, co jedni nazywają polityką historyczną, inni polityką czy nawet kulturą pamięci. Bo polityka historyczna nie jest, a przynajmniej nie musi być, konkurencją dla rzetelnych badań naukowych nad historią. Dobra polityka historyczna korzysta z tych badań i tworzy własną narrację na użytek wewnętrzny i zewnętrzny. Rozumieją to wszyscy znaczący gracze na świecie. W Polsce dopiero od niedawna podejmowane są próby, które mają nadrobić stracone lata.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.