Zostawieni w Afryce

Czują się osamotnieni. Mają prawo do buntu. Bo młodzi odchodzą do innych kościołów, a nawet do sekt; bo dzieci umierają bez chrztu, kiedy liderzy i katechiści nie są dobrze przygotowani do swojej posługi.

Reklama

Katechiści prowadzą modlitwy, przygotowują katechumenów do Chrztu. - Kiedy przyjechałem do Zambii stwierdziłem, że są stacje parafialne, do których przez 3-4 lata nie dotarł żaden ksiądz. Ci ludzie przez kilka lat nie mieli dostępu do sakramentów! A mimo to nadal wierzyli, modlili się, chodzili na nabożeństwa przygotowywane przez liderów. Choć nieraz są rozgniewani, że brakuje im wsparcia ze strony katolików z innych stron świata, że czują się osamotnieni. I mają rację. Mają prawo do takiego buntu. Bo młodzi odchodzą do innych kościołów, a nawet do sekt; bo dzieci umierają bez chrztu, kiedy liderzy i katechiści nie są dobrze przygotowani do swojej posługi. Kościół w Afryce zmaga się z tak wieloma trudnościami, że nie sposób o wszystkich tu opowiedzieć.

Problemem są na przykład małżeństwa niesakramentalne bez przeszkody do zawarcia ślubu w Kościele. Czasem musi minąć wiele lat i narodzić się wiele dzieci, żeby małżeństwo zdecydowało się przyjąć sakrament. Udręką dla Kościoła, ale przede wszystkim dla rodzin jest uzależnienie od miejscowego alkoholu. Ludzie nielegalnie pędzą taki alkohol, który ich zatruwa fizycznie i moralnie. W tamtej rzeczywistości alkoholizm przekłada się nie tylko na stosowanie przemocy w rodzinie, ale także na problem głodu. Ojciec rodziny zamiast pracować, uprawiać pole, hodować zwierzęta, leży pijany w trawie, a dzieci nie mają co jeść. Po alkoholu łatwiej o zdrady małżeńskie, niewierni mężowie zarażają siebie i żony HIV czy AIDS. Albo zapijają się na śmierć.

Boso do Mamy

W Kabwe, w samym środku buszu, jest maryjne sanktuarium. Zbudowali je miejscowi ludzie. A pracujący w Zambii księża z diecezji katowickiej rozpoczęli tam pielgrzymki. Wyruszają w sierpniu na uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej. Razem z nimi zaczęło maszerować kilka osób, potem kilkanaście, z czasem pielgrzymów jest coraz więcej. Przez sześć dni pokonują ponad 200 kilometrów, przez góry i busz. Idą mężczyźni, młodzież, dzieci, kobiety karmiące. Wiele osób wędruje boso. Ze sobą niosą jedzenie, picie, sprzęt do przygotowania posiłków, koce. W wielu miejscach po drodze brakuje wody. Misjonarze zachęcają, by ten trud ofiarować w konkretnych intencjach.

Ks. Zenek przyznaje, że taki sposób myślenia jest obcy mieszkańcom Afryki. Dla nich wyznacznikiem błogosławieństwa Bożego jest dostatek, zdrowie, wygodne życie, a nie cierpienie i wysiłek. Trzeba nie lada się napocić, żeby wyjaśnić Zabijczykom, że drogi Boże nie są ludzkimi drogami... - Kiedyś zabrałem kandydatów na ministrantów na obóz wędrowny - opowiada misjonarz. - Bardzo się zdziwiłem, kiedy podczas szczerej rozmowy przy ognisku, na pytanie o marzenia przyznali, że chcieliby być... biali. Dlaczego? Dla nich biały człowiek jest synonimem bogactwa, wyższej kultury i łatwego życia. Tłumaczyłem im, że powinni być dumni, że są właśnie czarni. Są dziećmi Boga! A każdy człowiek jest równy i ma swoją godność. Trzeba o tym przypominać mieszkańcom Czarnego Lądu. Afrykanie są niezwykłym bogactwem Kościoła, choć sami często o tym nie wiedzą.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama