35 lat temu zginął ks. Jerzy Popiełuszko. Przeszkadzał złu. Od tamtej pory przeszkadza znacznie bardziej.
Bez skrupułów
Jak to miało być? Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, pewnie ks. Jerzy Popiełuszko zniknąłby i tyle by go widziano. A potem może rozpuściłoby się plotki, że ktoś widział go, jak z panienkami na Karaibach przepuszcza pieniądze zebrane od naiwnych wiernych. Jedni by wierzyli, inni nie, ale wątpliwość by została. Funkcjonariusze Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wiedzieli, jak się takie rzeczy robi. Szczególnie ci z Samodzielnej Grupy „D”. Literka „D” to inicjał od słowa dezintegracja, a to ci ludzie potrafili najlepiej. Tam pracowali najwięksi zbrodniarze, zdolni do znęcania się nad ludźmi i mordowania ich bez żadnych skrupułów.
Wieczorem 19 października 1984 roku trzej ludzie z tego „komanda śmierci”, przebrani w mundury milicjantów, zatrzymali samochód, którym podróżował ks. Jerzy Popiełuszko.
To wiemy. Wiemy też, co zdarzyło się 11 dni później. „O godzinie 17.00 [...] przystąpiono do wydobywania zwłok mężczyzny [...] przy użyciu płetwonurków. Przed ich wydobyciem, jak wynika z oświadczenia płetwonurka Krzysztofa Mańko, [...] ubrane były w sutannę, zwrócone twarzą w kierunku jazu, z obciążeniem nóg” – czytamy w milicyjnym raporcie z 30 października 1984 roku.
Co się jednak naprawdę zdarzyło między porwaniem ks. Jerzego a znalezieniem jego zwłok? Nie mamy całkowitej pewności. Nic dziwnego – zarówno poprzedzające proces dochodzenie, jak i sam proces były w rękach władzy, która zleciła to morderstwo. Jeśli ten przedziwny „sąd we własnej sprawie” w ogóle się odbył, to wyłącznie dlatego, że coś poszło nie tak – i sprawa częściowo się wydała. Nie dało się już przed społeczeństwem udawać niewiniątek. Kogoś trzeba było poświęcić, więc poświęcono bezpośrednich wykonawców i ich bezpośredniego przełożonego.
Poszło inaczej
A co poszło nie tak? Z pewnością szyki pomieszała ucieczka Waldemara Chrostowskiego, kierowcy ks. Jerzego. Porwany razem z kapłanem, w dogodnym momencie zdołał otworzyć drzwi pędzącego samochodu i uciec. Jak to możliwe? Ta wersja długo budziła spory. Mimo to dostępne dziś dokumenty i relacje świadków wskazują na to, że tak rzeczywiście było.
Tak czy inaczej – sprawa wyszła na jaw. I jeśli w zamyśle SB śmierć kapłana w ogóle miała dotrzeć do wiadomości publicznej, to z pewnością nie w taki sposób. Mimo że dochodzenie i proces zostały tak ustawione, jakby podsądnymi byli ks. Popiełuszko i Kościół, wydarzenia wymknęły się komunistycznej władzy spod kontroli. Nic już nie mogło powstrzymać lawiny przemian społecznych, jaka za kilka lat miała ruszyć, zmiatając – bez użycia przemocy! – cały aparat władzy i przywracając Polsce wolność.
Tu działały siły, jakich sobie władza w ogóle nie wyobrażała. Zło zostało zwyciężone przez dobro – właśnie tak, jak do tego ks. Jerzy wielokrotnie nawoływał. Ksiądz miał „przestać bruździć”, miał nie skupiać już wokół siebie tłumów. Jego zniknięcie miało zapewne także zastraszyć ewentualnych naśladowców. Stało się zupełnie inaczej. Na pogrzeb ks. Jerzego 3 listopada 1984 roku do Warszawy zjechało prawie milion Polaków. Podczas Mszy, odprawianej przez tysiąc kapłanów, kazanie wygłosił prymas, kard. Józef Glemp. „Odpuszczamy wszystkim winowajcom, którzy z przekonania lub na rozkaz zadali bliźnim krzywdy. Odpuszczamy zabójcom ks. Popiełuszki. Nie mamy do nikogo nienawiści. (…) Być może była potrzebna ofiara życia, aby odkryły się utajone mechanizmy zła, aby wyzwoliły się silniej pragnienia dobra, szczerości, zaufania” – niosło się nad ulicami wypełnionymi ludźmi.
Taka jest logika Ewangelii: odrzucić zło, ocalić człowieka. Nie chcemy mieć satysfakcji z tego samego, z czego satysfakcję chce mieć diabeł. To jest też przesłanie ks. Jerzego.
Ksiądz działa
Owocem dobra jest dobro. Dziś, 35 lat po śmierci ks. Jerzego, wielu ludzi świadczy o cudach i łaskach doznanych za jego przyczyną. Przy grobie błogosławionego kapłana wciąż modlą się wierni – i wielu otrzymuje łaski nawet wtedy, gdy się tego nie spodziewa. Ludzie wzywają jego pomocy w chorobach i dramatycznych sytuacjach życiowych. Wielu doznaje uzdrowienia, są małżonkowie, którzy wstawiennictwu bł. Jerzego przypisują wyjście z poważnych kryzysów, są też ludzie, którzy wypraszają jego pomoc w znalezieniu dobrej pracy.
Ksiądz Jerzy za swojego ziemskiego życia przyczyniał się do licznych powrotów do Boga. Wygląda na to, że dziś nawrócenia to także jego szczególna „specjalizacja”.
Umierają kolejni winowajcy zbrodni sprzed 35 lat, mniejsza z tym, czy przez ludzki trybunał zostali uznani za przestępców, czy też nie. Ksiądz Jerzy złożył ofiarę, naśladując Jezusa, o którym już Izajasz pisał, że „poniósł grzechy wielu, i oręduje za przestępcami”. Z pewnością także kapłan męczennik oręduje za swoimi prześladowcami, modląc się o ich nawrócenie choćby w ostatniej godzinie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).