Zawsze z sympatią patrzę, jak rodzice przyprowadzają malców do kościoła. A dom Boży staje się cząstką ich domu.
Miał być pogrzeb. Jednak dziś nie o pogrzebie. O spowiedzi, a właściwie o dwóch. I o mądrej pedagogice. Jak to przed pogrzebem, rodzina była na Mszy – i dobrze, bo owocniejsza modlitwa przez udział w Eucharystii niż same pacierze przy trumnie. Wśród dorosłych był taki sympatyczny trzylatek. Wędrował po kościele, wracał do taty, wyszli razem, wrócili – typowe zachowanie małego dziecka. Nie hałasował, nie narzucał się swoją obecnością. Po Mszy dorośli poprosili o spowiedź, poszedłem więc do konfesjonału.
Malec z daleka się przyglądał, potem zniknął mi z pola widzenia. Wszyscy już wyszli z kościoła, klucze trzymam w garści. Przy bramie obaj – tato i mały. Mały patrzy w górę, tato z wysokości coś mówi. Kilka słów. Chłopczyk podbiegł do mnie, zadarł główkę, popatrzył mi ufnie w oczy i powiedział: „Byłem niegrzeczny”. Przykucnąłem przy nim, przytuliłem i coś ciepłego zagadałem. Chwilkę to trwało, odbiegł do taty. Usłyszałem tylko: „No widzisz, wyrzuciłeś to z siebie i masz spokój”. Tak, to były dwie spowiedzi i zarazem bardzo ważna katecheza. Żaden ksiądz, żadna katechetka nie ma takich możliwości, jak miał ten tato. Jak ma każdy tato i każda mama.
Nieraz obserwowałem przy spowiedzi inne sceny. Na przykład – spowiada się mama, dziecko zostawiła w najbliższej ławce. Maluch powoli, przystając co dwa kroki, podchodzi. Zadzierając główkę, obserwuje mamę. Jest już całkiem blisko. Mówię: „Proszę przytulić dziecko, zrozumie, że tu nic złego się nie dzieje”. Kątem oka widzę przez kratkę konfesjonału, jak malec przylgnął do mamy. Odchodzą, on trzyma maminą rękę, obejrzał się w moją stronę, pomachałem mu ręką, odpowiedział swoją małą łapką. To też była katecheza.
Mam nadzieję, że gdy będzie przed swoją Pierwszą Komunią, nie będzie się bał konfesjonału, księdza i spowiedzi. Zawsze z sympatią patrzę, jak rodzice (lub starsze rodzeństwo) przyprowadzają malców do kościoła. A dom Boży z całym swoim wystrojem, zapachem, pięknem, tajemniczością staje się cząstką ich domu. Śpiew, modlitwa, odgłos dzwonków, dźwięk organów, widok ludzi spowiadających się, klęczących, przyjmujących Komunię staje się cząstką ich świata. A jeśli nawet dzieciaka widać i słychać (byle w miarę), nie szkodzi. Kościół to nie studio nagrań, by na drzwiach zawiesić tabliczkę „Nie przeszkadzać”. Nie ma domu bez dzieci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.