Władze komunistyczne ogłosiły go największym kidnaperem w historii Polski. Powodem było to, że… ratował sieroty z polskiego osiedla w Tengeru, wywożąc je do Kanady.
23-letni Łucjan trafił do szkoły podchorążych, potem przez Persję dostał się do Iraku, gdzie służył w 12. Pułku Artylerii Ciężkiej. W tym okresie wysłał list do bp. Józefa Gawliny z prośbą o przyjęcie do seminarium. Pominął przy tym całą drogę służbową. – Mój pułkownik, jak się dowiedział, że idę do seminarium, był wściekły. Tak naprawdę należało napisać list do pułkownika, on przekazałby to generałowi, dowódcy artylerii. Ten z kolei przesłałby to Andersowi. Anders oddałby Gawlinie. Na służbowe procedury nie było jednak czasu. Kolega przyjechał ze stolicy i powiedział, że Gawlina odlatuje do Anglii. „Napisz list dzisiaj, to mu zawiozę”. Tak zrobiłem. Dostałem za to ostrą reprymendę. Pułkownik wezwał mnie do namiotu: „Mogę pana za to wsadzić do ciupy!” – opowiadał.
W efekcie Łucjan Królikowski trafił do Libanu, gdzie rozpoczął studia teologiczne. W 1946 r. w Bejrucie przyjął święcenia. Został skierowany do Tanganiki jako kapelan polskich sierot w osiedlu w Tengeru.
Największy kidnaper w historii
Osiedle w Tengeru funkcjonowało najdłużej ze wszystkich takich miejsc, bo aż do 1952 roku. Wówczas rząd brytyjski zarządził likwidację polskich osiedli w Afryce. Część mieszkańców zdecydowała się na powrót do Polski. Pozostali emigrowali głównie do Wielkiej Brytanii (w ramach łączenia rodzin wojskowych), a także do Kanady, Australii czy później do USA. Ojciec Łucjan miał pod opieką 150 sierot. Opuścił Tanganikę z dziećmi już w 1949 roku. Najpierw trafili do Włoch. – Panujący w Polsce komuniści wysłali notę z Warszawy do rządu włoskiego, że na terenie Włoch znajduje się grupa polskich sierot, do których mają prawo. Prosili, żeby te dzieci dostarczyć do granicy. Rząd włoski nie wiedział, jak odpowiedzieć na tę notę. Zwrócił się do ambasady polskiego rządu na uchodźstwie. Tam utworzył się specjalny komitet opiekuńczy. Komitet obiecał, że podstawi nam pociąg. Nie było innej drogi, jak ucieczka z Włoch do Niemiec, do enklawy amerykańskiej. W Neapolu czekał na nas pociąg z lekarzem, sanitariuszkami, kucharzami. Pewnego dnia rano pod pozorem, że jedziemy na wycieczkę, pojechaliśmy autobusem do Neapolu i wsiedliśmy do podstawionego pociągu. Dojechaliśmy do Bremy. Nie mieliśmy żadnych wiz. W Austrii zatrzymali nas na granicy. Prałat Meysztowicz z komitetu opiekuńczego dogadał się w końcu z celnikami. Z Bremy wyjechaliśmy do Kanady – opowiadał o. Łucjan.
– Służby PRL-owskie chciały mu te dzieci odebrać. Mamy w archiwum zdjęcia dzieci z tamtych dni (album ofiarowany na pamiątkę o. Łucjanowi) i wycinki z gazet, gdzie franciszkanin jest nazywany największym kidnaperem w historii. Ojcu w części podróży do Europy pomagały pani Eugenia Grosicka, kierowniczka sierocińca w Tengeru, i jej siostra. Obie zamieszkały potem w Anglii. Drogę do Kanady o. Łucjan odbywał z dziećmi już sam. Musiał utrzymać dyscyplinę wśród 150 dzieciaków – przypomina prof. Chudzio.
„7 września 1949 r. przyjechaliśmy do Halifaksu. Kiedy zeszliśmy na ląd w Kanadzie, mieszkańcy powitali nas: Vous êtes de nouvaux Canadiens – jesteście nowymi Kanadyjczykami. Wzruszyłem się”. Był to dzień 30. urodzin o. Łucjana Królikowskiego. W tej chwili wielu z bohaterów tej historii już nie żyje. Ci żyjący wciąż są w kontakcie z o. Łucjanem. „Moje dzieci miały po dwa lata, kiedy były wywiezione. Mało co pamiętają. Prosiły mnie, żeby spisać ich historię. Napisałem książkę. Ostatnio ktoś ją przeczytał w Nowej Zelandii. Zobaczył pod zdjęciem swoje nazwisko. Była na nim jego siostra. Nawiązali ze sobą kontakt” – zanotował o. Łucjan.
Dzięki franciszkaninowi 150 polskich sierot nie trafiło do komunistycznej Polski. W Kanadzie, w różnych konwentach i pod opieką o. Łucjana, mogły doczekać dorosłości. – I to było coś niezwykłego. Dotarliśmy do tych osób, najpierw w Montrealu, potem w USA. Dziś mają już najczęściej ponad 80 lat. Co roku organizują jednak zjazdy „dzieci” ojca Łucjana – mówi prof. Chudzio.
W krakowskim Centrum Dokumentacji Zsyłek i Wypędzeń w forcie Skotniki, obok archiwów z tamtych dni, znajdziemy też specjalne błogosławieństwo od o. Królikowskiego. – Błogosławi Centrum, a przede wszystkim tym, którzy przeżyli przymusowe migracje, sybirakom. Jest takim naszym patronem i przyjacielem – dodaje prof. Chudzio.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).