Raczej jak niewielka lampka rowerowa z dynamem, oświetlająca cztery czy pięć metrów przede mną.
Każde powołanie ma swoją historię, czy będzie to życie konsekrowane, czy małżeństwo. Dla niektórych jest to mniej lub bardziej zrozumiałe od samego początku, ale jedno pozostaje pewne dla wszystkich – to droga, na której znajdujemy pewność, w miarę jak posuwamy się naprzód.
Zbyt często oczekujemy od Boga, że będzie latarnią. Wyraźnie widocznym światłem na naszym dalekim horyzoncie, ku któremu będziemy zmierzać łodzią naszego życia, przez burze, mgły albo ciemności. I dopóki wyraźnie nie rozeznamy, co jest tym światłem, nie mamy odwagi iść do przodu. Bóg daje mi latarnię – owszem, ale nie jest to latarnia morska stojąca na brzegu, tylko niewielka lampka rowerowa z dynamem, oświetlająca cztery czy pięć metrów przede mną. Daje mi ją dzisiaj, ale pod warunkiem, że pedałuję. Jeśli przestaję pedałować, światło znika!
Na początku naszej drogi z Bogiem często odnosimy wrażenie, że idziemy naprzód po ogromnej plaży, która rozpościera się aż po horyzont. Pełno na niej śladów, które prowadzą we wszystkich kierunkach. Nie bardzo wiemy, w którą stronę mamy iść, ale mimo to musimy podążać naprzód. Później, stopniowo, uświadamiamy sobie, że wstąpiliśmy na drogę, a droga ta zmienia się w ścieżkę, na której czujemy się dobrze… i oto jesteśmy! Odnaleźliśmy naszą drogę życia, nasze powołanie! Zatem od tu i teraz – odwagi! Idźmy naprzód!
*
Powyższy tekst pochodzi z książki "Serce pełne Boga". Autor: ks. René-Luc. Wydawnictwo: Esprit.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).