Zderzenie sacrum i profanum, dwóch odrębnych światów, jest w Watykanie tak naturalne, że zupełnie nie dziwi. Beztroska zabawa dzieci przeplata się bezkonfliktowo z oficjalną ceremonią, w której dzieci biorą udział wraz ze swoimi rodzicami, stojąc dosłownie kilka kroków od papieża.
Spontanicznych spotkań z Franciszkiem było więcej. Pewnego razu, gdy wszystkie dzieci były jeszcze w szkole i miały wrócić do domu, jak zawsze, późnym popołudniem, przed godziną 15.00 dowiedzieliśmy się drogą pantoflową, że byłoby dobrze, gdyby około 17.00 wszystkie rodziny z dziećmi stawiły się na terenie koszar, gdyż nowy mieszkaniec Watykanu chciałby poznać innych lokatorów.
W pewnym momencie rzeczywiście się pojawił. Podjechał przed wejście, siedząc znów – jak wtedy na Dziedzińcu Świętego Damazego – na przednim siedzeniu forda focusa. Nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Wtedy dla nas wszystkich był to pewien szok. Dziś zaskoczeniem byłoby zapewne, gdybyśmy zobaczyli następcę Świętego Piotra ponownie – jak przed laty – w pancernej limuzynie.
Franciszka też zachwyciła nasza „normalność” w szwajcarskiej wspólnocie. Odwiedził kuchnię prowadzoną przez polskie albertynki, doglądał przysmaków, jakie siostry przygotowują dla żołnierzy, zajrzał do kantyny, w której na co dzień jedzą gwardziści, pod okiem komendanta wstąpił do innych służbowych pomieszczeń.
Na zakończenie, zgodnie z naszym wewnętrznym ustaleniem „z ostatniej chwili”, poszedł do domu rodziny seniorów gwardii: Anny i Frowina Bachmannów, którzy mieszkali tu wówczas już od 25 lat. Mieli w tamtym czasie troje kilkunastoletnich dzieci.
W domu u Anny Bachmann zebrały się wszystkie mamy z swoimi pociechami. Papież wypił z nami kawę, a dzieci otoczyły go ciasnym wianuszkiem i zaczęły męczyć tysiącem łatwych i trudniejszych pytań. Śmiechu było co niemiara. Nawet się nie spostrzegliśmy, jak minęła niemal godzina.
Dla niego to też był chyba ważny moment. Odwiedzanie różnych miejsc w Watykanie, poszczególnych żyjących tu grup i wspólnot, takich jak spowiednicy watykańscy, bonifratrzy z apteki watykańskiej czy siostry z centrali telefonicznej, stało się powtarzalnym punktem w kalendarzu w ciągu pierwszego roku pontyfikatu. W przeciwieństwie do jego poprzednika – Benedykta XVI – który przed wyborem na papieża w kurii rzymskiej i samym Watykanie spędził prawie ćwierć wieku, Franciszek rzeczywiście przyjechał tu z końca świata. I sam często podkreślał, że chce poznać to nowe miejsce, w którym przyszło mu żyć.
Archiwum prywatne autorki
Odwiedziny w koszarach gwardii i poznanie całej rozkrzyczanej gromady najmłodszych mieszkańców na pewno szczególnie zapadło papieżowi w pamięć. Zresztą dzieci nie dają papieżowi o sobie zapomnieć, a wspólne spotkania odbywają się dość regularnie. Każdego roku z okazji przysięgi nowych adeptów wstępujących w szeregi Gwardii Szwajcarskiej dzieci oficerów i podoficerów wraz z rodzicami uczestniczą w uroczystej audiencji prywatnej. Korytarze drugiego piętra Pałacu Apostolskiego, tzw. Seconda Loggia, prowadzące do Sali Klementyńskiej, gdzie odbywa się oficjalna część spotkania, zamieniają się wtedy w prawdziwy plac zabaw. Kilkanaścioro najmłodszych gości w oczekiwaniu na Ojca Świętego bawi się w chowanego, ślizga w eleganckich bucikach po marmurowej posadzce i nikt z dorosłych nie jest w stanie przyćmić rozpierającej ich radości. Pytanie tylko, czy jej powodem jest rychłe spotkanie z Franciszkiem czy jednak kolejna okazja do wspólnej zabawy w gronie najbliższych koleżanek i kolegów. A to, że radosne okrzyki rozbrzmiewają we wnętrzach udekorowanych ręką jednego z największych artystów wszech czasów Rafaela pozostaje dla watykańskich dzieci kwestią zdecydowanie drugorzędną.
Pamiętam, jak pewnego dnia spacerowałyśmy na tyłach Watykanu, wzdłuż budynku administracji bazyliki i pracowni mozaiki, zmierzając do Domu Świętej Marty. Dziewczynki chciały wpaść do taty, który akurat był na służbie. Zeszłyśmy schodami do obszernego holu, ja zatrzymałam się z boku, przy recepcji, a moje córki nie traciły czasu i natychmiast wykorzystały duże ozdobne filary, żeby pobawić się w chowanego.
Zobaczyłam go z daleka. One nie miały pojęcia, że za moment do ich gry dołączy… sam Franciszek. Papież zbliżył się po cichu, schował za kolumną, popukał jedną z moich córek po ramieniu, po czym od razu ponownie się ukrył. Ta zabawa w ciuciubabkę trwała może dwie minuty, ale przez ten cały czas dzieci go nie zauważyły. Jakież było ich zdziwienie, gdy po chwili wychylił się zza filaru. Śmiechom nie było końca. Takich spontanicznych, przypadkowych spotkań z papieżem było w tych ostatnich latach sporo.
I muszę przyznać, że choćby Franciszek był wyjątkowo zmęczony, na widok dzieci promienieje, odżywa, wstępuje w niego nowy duch.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).