Słyszałem niejednokrotnie w młodości: chcesz być szczęśliwy, pełnij wolę Bożą.
Uznałem to za świetnie brzmiący religijny aforyzm. W sam raz do pamiętnikowego wpisu bądź jako motto na obrazek prymicyjny. Z czasem jednak zrodziła się we mnie ciekawość: czego dotyczy wola Boga? Czego Bóg może oczekiwać ode mnie? Wreszcie nadeszła dojrzalsza refleksja: jeśli chcesz przyjąć wolę Bożą, musisz wyrzec się własnej. Jeśli jesteś pełen siebie i po brzegi wypchany własnymi pomysłami na życie, projektami, zamierzeniami i pragnieniami, w jaki sposób Bóg zdoła przedrzeć się przez ten pogmatwany gąszcz twego ja? Chcesz zbliżyć się do Boga? Musisz zrobić dla Niego miejsce.
Święci ruszali na pustynię, zamykali się na pewien czas w miejscu odosobnienia, by usłyszeć głos Boga i dojść z Nim do zgody. Święty Jan z Dukli, zanim rzucił się w działalność misyjną i rekolekcyjną, zaszył się w małej chatce w Beskidach. Podobnie zrobili brat Albert, bł. Antonio Rosmini, Edyta Stein i wielu innych gigantów chrześcijańskiej duchowości. Najpierw słuchaj, potem działaj. Każdy czyn, każdą decyzję i każde przedsięwzięcie poprzedź intensywną modlitwą, spowiedzią, konsultacją z osobą, która ma otwarte oczy na perspektywę Boga. Nie zaczynaj zbyt wcześnie szlachetnych dzieł i nie pouczaj innych. Diabeł zna twe słabości i głupotę, rzuci się na ciebie w chwili słabości i cię pożre. Bo nie nabyłeś sztuki walki duchowej i całkowitego powierzenia się Bogu.
Jezus spędzał noce i poranki na modlitwie. Do krwistego potu walczył w Ogrodzie Oliwnym o dobrowolne poddanie się we wszystkim woli Ojca. Nie jest łatwo powiedzieć: „Nie tak jak ja chcę, ale jak chcesz Ty”. Pełnienie woli Bożej to najbardziej cenny w Jego oczach rodzaj oddawania Mu czci i sprawowania kultu. Wydaje się, że to religijna sielanka, lecz gdy w grę wchodzi przyjęcie krzyża i dobrowolne przylgnięcie do niego, okazuje się, że nie jest to proste. Zgoda na przyjęcie woli Bożej wcale nie jest łatwiejsza, gdy nosi się koloratkę czy strój zakonny.
Luiza Piccarreta doprowadzała do rozpaczy wielu prałatów i teologów, którzy czytali jej słowa na temat pełnienia woli Bożej. Dużo kosztowało niejedną osobę słuchanie pogodnych katechez na temat woli Bożej z ust kobiety przez lata przykutej do łóżka, z fizjologiczną nietolerancją na pokarmy (mogła przyjmować jedynie Komunię św.) i urzekającą pogodą ducha, którą zarażała niejedną strapioną duszę. W posłuszeństwie spowiednikowi spisywała traktat o pełnieniu woli Bożej, aż pewnego dnia delegacja Świętego Oficjum zażądała wydania wszystkich jej zapisków i zaprzestania sporządzania dalszych. Luiza nie napisała więc już żadnego słowa. Całkowicie poddawała się Bożym decyzjom.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.