Lipa, z której ma ciało Matka Boska w Róžancie, dobrze poddaje się dłutu. Tak jak Serbołużyczanie Panu Bogu. Ich ziemia to ostatnia wyspa wiary w zsekularyzowanych Niemczech – mówi łużycki poeta Benedikt Dyrlich.
Proboszcz wie, że dzięki Maryi dzieją się cuda, a jednym z nich jest tutejsza religijność. Pokazuje wydaną przez łużyckiego jezuitę w 1692 r. książkę „Cuda w Róžancie”, będącą dowodem na płynące stąd łaski. Maryja przez lata pozostawała pod opieką ojców cystersów mieszkających w klasztorze przy kościele. Niestety, od 1996 r. już ich nie ma. W każdą sobotę robi się tu gwarno, kiedy miejscowi zjeżdżają na Mszę św. sprawowaną za kraj i łużycki naród. W tygodniu, zamiast ludzkich głosów, kołyszą się nad klombami języki róż. Do Ralbic przyjeżdżają dzieci z okolicy, bo tu znajduje się łużycka szkoła podstawowa i średnia. – 90 procent okolicznych wiosek zamieszkują katolicy – mówi proboszcz Delan. – Niemcy nie są tak pobożni, poddali się sekularyzacji i nie podchodzą emocjonalnie do wiary i tradycji. Czasem zwierzają mu się, że przychodzą na odprawiane po łużycku Msze św., bo bardziej je przeżywają, choć nie znają języka. – Łużyczanie nie dają się zgermanizować, a podtrzymuje ich w tym wiara – uważa ks. Dawidowski. – Bywają uparci, ale może dlatego przetrwali. Niemcy wokół są często niewierzący, a im nie odpowiada taki styl.
Krzyże zostaną
„Ojciec rzeźbi biczuje kłodę i siebie” – napisał w wierszu Benedikt. Kiedy Jakub Dyrlich w 1947 r. wrócił z wojny, najpierw wziął się za odbudowę swojego warsztatu. W 1956 r., kiedy babcia przed śmiercią poprosiła go o Chrystusa na swój grób, porzucił stolarkę i zajął się rzeźbieniem. – Bał się, że ludzie przyjdą i powiedzą, że to nie jest Jezus – wspomina. – Zamknął się na dwa tygodnie i uspokoił dopiero po odwiedzinach proboszcza, który potwierdził, że to Jezus. W pracowni Mikulosza Dyrlicha pośród dziesiątków krucyfiksów wisi jeden z obliczem jak z cudownego snu, będący dziełem ojca. – Kiedy uwalniam Jezusa z kawałka lipy, wiem, że cierpiąc, przyniósł nam zbawienie i o tym ma przypominać – opowiada Mikulosz.
Każdy niesie jakiś krzyżyk, który ma sens. Bracia wspominają, jak za minionego ustroju komuniści usuwali krzyże ze szkół. W 1958 r. w szkole w Worklecy partyjni zdjęli je ze ścian, ale nocą ich ojciec i dozorca znów je powiesili i są tam nadal. – Wszystko się zmieni, tylko krzyże pozostaną – zamyśla się Benedikt.
Mikulosz przyznaje, że jego praca jest swoistym wyznaniem wiary. Kiedy rzeźbi, nieraz rozmawia z Bogiem. – Nasz ojciec nie chciał być wielkim Witem Stwoszem, ale służył wierze – mówi. – Też jestem służącym Pana Boga.
– Jako Kaszub rozumiem Serbołużyczan – opowiada ks. Dawidowski. – Być może myślą po niemiecku i w tym języku robią interesy, ale odczuwają, modlą się, czasem przeklinają – choć nie znam tutejszego przekleństwa – po łużycku. Dla mnie dzisiejszy łużycki to renesansowy czy średniowieczny polski. „Rejować” znaczy tańczyć, a „kniez” to starosłowiański „pan proboszcz”. To Matka Boża łączy nas we wspólnotę żyjącą wartościami – mówi. Kiedy przyszedł na parafię, od razu 8 września poszedł z pielgrzymką świętować narodziny Maryi Panny. – Wszyscy wiedzą, że Łużyczanie to katolicy żyjący według rytmu kalendarza astronomicznego i liturgicznego. Niepowtarzalna enklawa ludzi, którzy odkryli, co najważniejsze, i starają się według tego żyć.
Wstążki
– Wiara daje im kulturę życia, cenią rodzinę, dom, ogród, rzemiosło i rzadko szukają szczęścia w dalekim świecie – mówi ks. Dawidowski. Proboszcz Delan cieszy się, że w jego parafii są młode rodziny, które po kilku latach za granicą wróciły na ojcowiznę i już rozpoczęła się dla nich budowa nowego osiedla. Zresztą przyrost naturalny też jest coraz większy. W zeszłym roku ochrzcił 28 dzieci, a odprawił 24 pogrzeby. W pozostałej części Saksonii normą jest jedno dziecko, u nich minimum to trójka. Tworzą rodziny wielopokoleniowe, zwykle zachowując w domach dwie kuchnie – dla młodszej i starszej gospodyni. – To jedyne na świecie miejsce, gdzie każdy się z każdym zna – podkreśla ks. Dawidowski. – Znamy się na przestrzeni 40 km, nikt nie prowadzi podwójnego życia. Do południa na ulicach wsi nie widać mieszkańców, ale pod wieczór życie towarzyskie kwitnie. – Tutejsi kilka razy w miesiącu świętują w domach jubileusze, urodziny – opowiada Benedikt. – Wszystko jest na wielką skalę, srebrne wesele przypomina weselisko. Zwykle przygotowują tradycyjne menu – kiełbaski, sałatkę z kartofli; mężczyźni piją piwo, kobiety likiery jajeczne. Według uznania podają jedno z piętnastu rodzajów ciasta pieczonego na blasze. Mój brat narzeka, że biesiadowanie zabiera mu czas na rzeźbienie. Każdej uroczystości towarzyszą śpiewy.
– Jeśli ktoś nie śpiewa, chyba jest chory – uważa ks. Dawidowski. Sam ma siedmiu organistów i twierdzi, że Serbołużyczanie są bardziej muzykalni niż inne narody. – Śpiewają pieśni pochodzące z XVI-wiecznego śpiewnika, z głębokim przesłaniem teologicznym – opowiada. Chwali, że w obojętnych religijnie Niemczech stworzyli kulturę umierania. Już małe dzieci są konfrontowane ze śmiercią bliskich. Czuwają przy ciele w tzw. pusty wieczór przed pogrzebem. Cmentarz w Ralbicach to dowód na świadomość Łużyczan, że każdy wobec śmierci jest równy. Zmarli są chowani według dat odejścia. Bywa, że najwięksi wrogowie leżą obok siebie. Tablice na nazwiska są małe, żeby nie pisać długich życiorysów, bo to ziemska iluzja. Ale mieszczą się na nich słowa: „Najmilszej żonie” i „Śpij w pokoju”. – Jaką rolę ma do odegrania ten naród? – zastanawia się ks. Dawidowski. – Może przeniesie wiarę w nowe czasy? Nasze dziedzictwo jest małe, ale własne, nie chińskie. I nie mamy kompleksów. Starsze mieszkanki Wotrowa przychodzą na wieczorną Mszę św. elegancko ubrane w czarne spódnice i żakiety. Z tyłu nakryć głowy widać rozwiewające się na wietrze wstążki, z daleka przypominające skrzydła ptaków, unoszących ich tajemnice i marzenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na czym polega model francuskiej laïcité i jakie są jego paradoksy?
Jej ponowne otwarcie i rekonsekracja nastąpi w najbliższy weekend.
Następne spotkanie Rady Kardynałów zaplanowano na kwiecień 2025 roku.
„Jedynym grzechem przekazywanym z pokolenia na pokolenie jest grzech pierworodny”.