Trzydziestopięcioprocentowa wolność? W stu procentach przez Polaków wykorzystana.
To już 30 lat. 30 lat temu Polacy powiedzieli swoje zdecydowane „nie” komunizmowi. Lata propagandy, wciskania komunałów o klasach społecznych, władzy ludowej i wiecznej przyjaźni ze Związkiem Radzieckim nie zniszczyły w Polakach pragnienia wolności. Może pomogło nam to, że między deklaracjami a rzeczywistością widzieliśmy spore rozbieżności? Może dość mieliśmy uprzywilejowanych kast, kupowanych za możliwość awansu i towary niedostępne w normalnych sklepach? Może obudził nas Jan Paweł II, może Solidarność, może sam Pan Bóg? Nie wiem, spór o to, co i w jakim stopniu zaważyło na naszym wyborze będzie się pewnie toczył do skończenia świata. W każdym razie wybór był jasny: pokazaliśmy że nie chcemy żyć w Polskiej Ludowej.
Tak, ekscytujące były to czasy. Najpierw, przed wyborami, Gazeta Wyborcza (jeszcze z parasolem) i plakaty w stylu „ W samo południe”. Potem, po wyborach, właściwie każdy dzień przynoszący ekscytujące wiadomości. Degrengolada starego reżimu, pustki w sklepach w oczekiwaniu na uwolnienie cen (w sierpniu), palenie teczek, „wasz prezydent nasz premier”....
Może trudno w to uwierzyć, ale choć w pełnoletniość wszedłem na parę dni przed ogłoszeniem stanu wojennego w 1981 roku, 4 czerwca 1989 roku na wybory poszedłem po raz pierwszy. Wcześniej... Cóż, jako wychowany tak a nie inaczej w domu i oddychający wolnością jaką dawał w tych czasach Kościół, zwłaszcza w Ruchu Światło-Życie (nie bez powodu nazywanym Oazą) po prostu wiedziałem, że realny socjalizm to jedna wielka ściema. Chętnie stosowałem się więc do malowanej nocą tu i ówdzie na murach maksymy: „Tylko umysłowo chory chodzi na wybory”. Wtedy, w czerwcu ’89, idąc na wybory, nie bardzo wierzyłem, że mogą zajść jakieś zasadnicze zmiany. Wiadomo – wybory były „trzydziestopięcioprocentowe”, a władza ludowa już nieraz stosowała taktykę „krok do tyłu dwa kroki do przodu”. Poza wszystkim, czy można było się spodziewać takiego wyborczego werdyktu obywateli? Okazało się jednak niebawem, że takich jak ja – skreślających całą albo prawie cała tzw. listę krajową i głosujących na „ludzi Wałęsy” – była większość. I wszystko faktycznie zaczęło się zmieniać.
Marudzą niektórzy, że to nie były w pełni wolne wybory, a jedynie „trzydziestopięcioweprocentowe” (choć do senatu były w 100 proc. wolne); że wszystko zostało ustalone przy Okrągłym Stole i w Magdalence. Nie wiem. Myślę czasem, że ogrom zwycięstwa po prostu przerósł ówczesną opozycję, przyzwyczajoną przez lata do wyszarpywania małych kawałków wolności: gdy nagle mogli wziąć wszystko, zwyczajnie nie byli na to przygotowani. Także mentalnie. Pamiętajmy też, że na początku tych zmian w najlepsze stał jeszcze mur berliński, a państwa regionu, na czele z Wielkim Bratem czujnym okiem spoglądały, co ci Polacy wyprawiają. Ale jestem pewien, że to właśnie te wybory z 4 czerwca, w których Polacy w pełni wybrali owych oferowanych im 35 procent wolności, znacznie bardziej niż wszystko inne w tamtym czasie przyczyniło się do demontażu starego ustroju. Po prostu stało się jasnym, że obywatele mają go dość. I już nie boją się tego powiedzieć.
Tak, to było naprawdę wielkie wydarzenie, wielkie zwycięstwo. Nie ówczesnych władz, ale tak a nie inaczej wybierających obywateli. Szkoda że dziś przyćmiły je spory. Różne w dziejach odnosiliśmy wiktorie. Wszystkie były „nasze” podobnie jak „nasze” są sportowe zwycięstwa piłkarzy czy skoczków. O tym jednym możemy mówić, że było dziełem ogromnej rzeszy podobnie myślących Polaków. Rzecz w naszej historii chyba bez precedensu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ciąg dalszy kampanii reżimu prezydenta Daniela Ortegi przeciwko Kościołowi katolickiemu.