Mirszczanka z urodzenia, ale Tanzanka z miłości do mieszkańców tego kraju, czyli siostra Monika Nowicka pisze do nas o najnowszym, tak bardzo wymarzonym dziele we wsi Maganzo, gdzie posługuje.
Na zajęcia bladym świtem
W połowie stycznia odbyło się poświęcenie i otwarcie przedszkola w wiosce Maganzo. Uczęszcza do niego 40 dzieci w wieku od 4 do 6 lat, niezależnie do ich przynależności wyznaniowej. Docelowo uczniów ma być 80, podzielonych na dwie grupy wiekowe.
„Dzieci uczą się w języku angielskim, a właściwie uczą się najpierw języka angielskiego z języka suahili, który jest głównym urzędowym językiem w Tanzanii. Jest to duże wyzwanie, ponieważ wiele dzieci zanim pójdzie do szkoły posługuje się jednym ze 122 języków plemiennych” – wyjaśnia elżbietanka. Myliłby się jednak ten, kto myśląc o przedszkolu, wyobraża sobie placówkę, w jakiej czas spędzają polskie dzieci. Zamiast miękkich wykładzin i kolorowych mebelków w klasach stoją szkolne ławki. Dzieci noszą czarne mundurki, białe skarpetki i pełne obuwie. Przynajmniej dwa razy w tygodniu można usłyszeć hymn Tanzanii, który maluchy śpiewają przed flagą, stojąc na baczność.
„Duży opór inżyniera budowy i malarzy budziła prośba o pomalowanie ścian na niebiesko. Kiwali głowami, twierdząc, że klasy muszą być białe – wspomina s. Monika. – Z państwowymi prawami nie ma dyskusji, ale udało się nam wprowadzić kilka modyfikacji, dzięki którym dzieci mogą poczuć się przez chwilę beztrosko. Szkolne ławki zestawiamy w 4-osobowe stoliki, a kolorowe dywaniki zwane mikeka są zawsze pod ręką. Dzięki dobrodziejom z Polski nie brakuje także zabawek, a na podwórku dzieci mogą bawić się na placu zabaw”.
Zajęcia rozpoczynają się o 7 rano, czyli zaraz po wschodzie słońca. Po modlitwie w grocie maryjnej odbywa się sportowa rozgrzewka, a po odśpiewaniu hymnu zaczynają się lekcje, podczas których zawsze sprawdzane jest zadanie domowe. Po godz. 10 dzieci piją uji, czyli kaszkę z mąki kukurydzianej, lub jedzą mandazi, drożdżowe ciastka podobne do polskich pączków. Przy posiłkach – jak pisze misjonarka – jest zakaz jakichkolwiek rozmów, co wynika z tradycji wielu afrykańskich plemion.
Zajęcia kończą się o 12.30. Wtedy rodzice lub rodzeństwo odbierają dzieci z przedszkola. „Jest to moment, kiedy zazwyczaj ludzie mają przerwę w pracy w polu. Większość mieszkańców Tanzanii nie jest nigdzie zatrudniona, a uprawa rolna stanowi główne źródło utrzymania” – wyjaśnia s. Monika. Część dzieci wędruje do domu kilka kilometrów. Tylko te pochodzące z bogatszych rodzin są odbierane ze szkoły fiatem piaggio lub motorem – taksówką.
„Wielu rodziców pyta, dlaczego nie prowadzimy przedszkola z internatem, bo powszechnym zjawiskiem jest wysyłanie dzieci na drugi koniec Tanzanii nawet w wieku 3 lat. Jeden z misjonarzy wytłumaczył mi, że wbrew moim obawom takie praktyki nie są dla dziecka bardziej szkodliwe niż zamieszkiwanie u różnych członków rodziny. Między rodzicami i dziećmi nie ma bliskiej więzi emocjonalnej, ponieważ dzieci są ciągle »podrzucane« na czas nieokreślony do krewnych” – pisze elżbietanka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.