Głupia, otwórz oczy!

Jeśli wybierasz się na Camino Portugalskie z Lizbony do Santiago albo do Fatimy, nie pomiń tego miejsca. Tu szefem jest sam Jezus.

Reklama

Jestem jak Speedy Gonzales!

Quinta da Burra to wyjątkowe miejsce nie tylko ze względu na charakter Pauli. Tu pielgrzymi dostają czystą pościel, ręczniki, a ich brudne ubrania pierze pralka. Każdy dostaje też obfitą kolację, śniadanie i… kanapki na drogę. – Na początku nie gotowałam dla pielgrzymów, bo po prostu tego nie umiałam – uśmiecha się Paula. – Pewnego dnia przyszedł do mnie Włoch. Ugotowałam mu makaron. Naprawdę, nie nadawał się do jedzenia. Powiedział mi wtedy: „Paula, nie martw się. Mam kolegę, który ma restaurację, i powiem mu, że jadłem tak pyszny makaron, że mamma mia! I kiedy poprosi mnie o przepis, powiem, że nie mogę mu go zdradzić. Bo to tajemnica Szefa”.

Teraz jedzenie jest przepyszne, a Paula w kuchni zachowuje się jak prawdziwa matka Polka. Nie pozwoli, by jej goście mieli puste talerze. Sama je ostatki. – Dziś pielgrzymi mówią, że na drzwiach mojego domu powinnam mieć menu i 5 gwiazdek Michelin. Wy, pielgrzymi, nauczyliście mnie gotować – komentuje radośnie.

To miejsce odwiedzają też Polacy. „W podziękowaniu za przemiłą gościnę, pyszną kolację, orzeszki pinii prosto z szyszki i serdeczny uśmiech. Jak dobrze, że nie poszłyśmy dalej. Niech Bóg Ci błogosławi we wszystkim, co robisz” – napisały 2 września Aga, Kasia i Ela. Podobnych wpisów i pamiątek na specjalnej tablicy można znaleźć całe mnóstwo.

– Widziałaś może odznakę z napisem „Polska”? – pyta Paula. – To właśnie Polacy jako pierwsi zaczęli zostawiać mi takie pamiątki. Kiedy zobaczyli to inni, też postanowili zostawiać upominki z wizerunkiem swojego kraju. Pamiętam, jak w zeszłym roku miałam tu polską grupę. Ksiądz na zewnątrz odprawiał Mszę św. Zachwycił mnie ich śpiew. Inne grupy też już u mnie śpiewały, ale wy, Polacy, śpiewacie całym sercem. I nie mówię tego dlatego, że jesteś Polką.

Jak wygląda standardowy dzień pracy Pauli? – Wstaję mniej więcej o 5.30. Schodzę po cichu do kuchni, żeby nikogo nie obudzić. Kiedy słyszę, że ludzie zaczynają wstawać, wiem, że mogę hałasować. Robię sok z pomarańczy, gotuję jajka. Kiedy pielgrzymi wychodzą, wypuszczam psy. Potem przygotowuję śniadanie dla mamy i męża oraz jedzenie dla kotów. Potem idę sprzątać pokoje. Wrzucam rzeczy do pralki i wywieszam pranie. Jestem jak Speedy Gonzales! Zawsze mówię: „O 10.00 muszę iść do sklepu”, ale nigdy mi się to nie udaje. Wychodzę o 10.30. Kiedy wiem, że nie wyrobię się na czas, dzwonię na pocztę i mówię: „Jeśli zobaczycie pielgrzymów, to zadzwońcie do mnie!”. I dzwonią. Czasem robię zakupy naprawdę w ogromnym biegu, wracam do domu i przygotowuję pokoje – opowiada.

Kiedy pojawiają się pierwsi zmęczeni słońcem i ciężkimi plecakami pielgrzymi, od uśmiechniętej Pauli dostają szybki lunch, pokój z łazienką i ciepłą kolację.

Właścicielka hostelu zwykle kładzie się między 22.30 a północą. Jest zmęczona, ale swojej pracy nie zamieniłaby na żadną inną. – Myślę, że jestem jak mój pies Maria. Ona kocha pielgrzymów. Kiedy ich nie ma, obie jesteśmy bardzo smutne…

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama