Arcybiskup Oscar Romero zginął w czasie Mszy jak św. Stanisław, o którego osobę historycy też się spierają. Jednak w naszym myśleniu o świętych czy błogosławionych nie chodzi o to, by widzieć w nich postaci kryształowe.
Dla Królestwa
Dzień przed udanym zamachem wygłosił żarliwe kazanie adresowane do członków sił zbrojnych. Apelował w nim: „Bracia, pochodzicie z naszego ludu. Zabijacie własnych braci. Każdy ludzki rozkaz dotyczący zabicia musi podlegać prawu Bożemu, które mówi »Nie zabijaj«. Żaden żołnierz nie jest zobowiązany wypełniać jakiegokolwiek rozkazu sprzecznego z prawem Boskim. (…) Najwyższy czas, byście słuchali własnego sumienia, a nie grzesznych rozkazów. Kościół nie może milczeć wobec takiej niesprawiedliwości. (…) W imieniu Boga, w imieniu cierpiących ludzi, których płacz codziennie coraz wyżej wznosi się ku niebu, proszę was, błagam, rozkazuję wam: zaprzestańcie represji”. Te słowa, transmitowane przez radio, potraktowano jako wezwanie do buntu przeciwko reżimowi. Hierarcha musiał więc ponieść karę. Za jej realizacją stał, jak się po latach okazało, syn byłego prezydenta – Mario Molina. To on wynajął snajpera i znalazł ludzi, którzy zorganizowali cały zamach.
„Wyrok” na niepokornym biskupie został wykonany 24 marca 1980 roku. Abp Romero odprawiał wówczas Mszę św. za matkę jednego z przyjaciół w kaplicy szpitala La Divina Providencia, na której tyłach mieszkał. Chwilę wcześniej wygłosił homilię, której jeden z wątków dotyczył – co znamienne – konieczności narażania życia dla królestwa Bożego. Kiedy biskup zaczął rozkładać korporał, na którym w czasie Mszy św. spoczywają Ciało i Krew Chrystusa, padł strzał rozrywający mu serce. Kilkanaście minut później zmarł w szpitalnej izbie przyjęć.
Nie chodzi o kryształ
Arcybiskup Oscar Romero po śmierci stał się symbolem nie tylko w swoim kraju. Na całym świecie patronuje szkołom, wspólnotom i organizacjom łączącym religię z aktywnością społeczną i polityczną na rzecz prześladowanych. Oczywiście za „swojego” uznali go także zwolennicy latynoamerykańskiej lewicy. Jednak działalność abp. Romera wymyka się prostemu podziałowi na lewicę i prawicę. Kierowała nim bowiem przede wszystkim troska o ubogich. Głośno krytykował niesprawiedliwość powodującą cierpienie niewinnych ludzi. Występował przeciwko przemocy i łamaniu praw człowieka. To przecież ogólnoludzkie, a nie wyłącznie lewicowe postulaty. Niewątpliwie próbując je realizować, popełniał błędy, nie zawsze popierając właściwe osoby. Trudno jednak powiedzieć, że „służył złej sprawie”. Przeciwnie, swoją postawę wywodził wprost z Ewangelii, a okoliczności jego śmierci wydają się znakiem potwierdzającym ten fakt.
Oscar Romero zginął w czasie Mszy jak św. Stanisław ze Szczepanowa, o którego historycy też się spierają, czasem zarzucając mu nawet zdradę. Jednak w naszym myśleniu o świętych czy błogosławionych nie chodzi o to, by widzieć w nich postaci kryształowe. Abp Romero zostawił nam wzór mężnego głoszenia wiary i świadczenia o niej swoją postawą. To wystarczy, by widzieć w nim Bożego człowieka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |