Solidarność i wolontariat będą głównymi tematami spotkania Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE), która zbierze się w Poznaniu w dniach 13-16 września – mówi KAI abp. Stanisław Gądecki, przewodniczący KEP i wiceprzewodniczący CCEE.
A jaką rolę w tym procesie może odegrać Kościół z Polski?
– Skoro dzisiejsza sytuacja Europy jest właśnie taka, katolicy w Polsce rozumiejąc tę sytuację winni podejmować wysiłki w kierunku zdobycia dojrzałej wiary. Dojrzałej, to znaczy takiej, która jest również misyjna. Potrzebne jest przejście od wiary podtrzymywanej społeczną tradycją, do wiary bardziej osobistej, dojrzałej, oświeconej i płynącej z głębokiego przekonania. Tylko w taki sposób Polska będzie w stanie pomóc Europie. Nie jesteśmy w stanie pomóc w sensie ekonomicznym czy technicznym. Dlatego najdoskonalszą pomocą, jaką może świadczyć Europie Kościół w Polsce, jest właśnie dojrzała wiara.
Warto zaznaczyć, że ona budzi się na Zachodzie i to w bardzo poważnych ruchach katolickich. O dojrzałą wiarę musimy bardzo troszczyć się też w Polsce. Obserwujemy tu silny napór sekularyzacyjny i napór różnych nurtów „ponowoczesności”. Ponowoczesność tak samo wdziera się do Polski jak i gdzie indziej. A widoczną częścią tego parcia przeciwko Kościołowi są ostatnio liczne akcje LGBT. Ośrodki antyklerykalne starają się ze wszystkich sił wykorzystać mniejszości seksualne i ich organizacje do tego, żeby ośmieszać Kościół i z nim walczyć. I dlatego właśnie potrzebna jest dojrzała wiara. Taka, która widzi, że Kościół jest święty nie własną świętością, lecz świętością Chrystusa. Nic nie zwalnia Kościoła od tego, żeby do tej świętości starał się dążyć.
Mam nadzieję, że pomóc nam w tym może także przekorna natura Polaków, która skutkować będzie przebudzeniem, otrzeźwieniem i stawianiem sobie pytań. A tylko wiara dojrzała może skutecznie oddziaływać na świat kultury, gospodarki czy polityki.
Ważne jest to, że Kościół w Polsce ma głębokie korzenie i może przechodzić przez okresy kryzysu i rozwoju. Tak jak drzewo, któremu jesienią usychają niektóre gałęzie i opadają liście. Ale inne rodzą się na wiosnę – i tak jest też z Kościołem. Pod warunkiem, że to drzewo ma mocne zakorzenienie, że Kościół ma ducha, tego samego, który był w Chrystusie. A gdyby był kierowany przez jakiegokolwiek innego ducha, uschnie.
A czy biskupi z innych krajów europejskich dostrzegają nasze słabości?
– Statystyki są po naszej stronie, gdyż pokazują skalę ochrzczonych oraz praktykujących. Ale jednocześnie widać – i biskupi z zewnątrz to dostrzegają – że w Polsce postępuje sekularyzacja.
Wielokrotnie też mówiłem, że Kościół powinien z dystansem odnosić się do polityki. Kościół i polityka, to nie są te same drogi. Kościół nie jest ani po lewej ani po prawej stronie sceny politycznej, ani nawet nie jest w środku. Ma swoją własną drogę, a jest to droga Ewangelii. Uczestniczyć w polityce mogą i powinni katolicy świeccy, gdyż ich celem jest przekształcanie rzeczywistości świeckiej w duchu chrześcijańskim – tak aby coraz bardziej przypominała Królestwo Boże. Dlatego angażują się w różnych zrzeszeniach czy partiach politycznych. Natomiast księża dobrowolnie rezygnują z utożsamiania się z jakąkolwiek partią po to, aby służyć wszystkim. Kościół jest drogą nawrócenia dla każdego i przestrzenią budowania wspólnoty. Tymczasem partie zazwyczaj prowokują ostrą walkę. Zdaje się, że księża powoli zaczynają to rozumieć.
Z pewnością podczas obrad „wypłynie” kwestia przyjmowania uchodźców i migrantów. Czy Kościół w Polsce nadal podtrzymuje propozycję otwarcia korytarzy humanitarnych dla uchodźców? Jaki jest stan rozmów z władzami w tej sprawie?
– Mocnym impulsem w tej sferze było papieskie przesłanie na 51. Światowy Dzień Pokoju. Papież przypomniał, że mamy obecnie 22,5 miliona uchodźców, którzy są zmuszeni opuścić ojczyznę z powodu dyskryminacji, prześladowań i ubóstwa czy degradacji środowiska. Uchodźców, którzy szukają miejsca, gdzie mogliby żyć w pokoju. Aby je znaleźć gotowi są ryzykować życie w podróży, która jest długa i niebezpieczna. Jak wiemy, w wielu przypadkach kończyła się śmiercią.
Rządy mają prawo do podjęcia działań przeciwko nielegalnej emigracji. Ale należy pamiętać o tej podstawowej różnicy, jaka zachodzi pomiędzy uchodźcami, którzy uciekają z kraju z przyczyn politycznych, religijnych, etnicznych czy innych form prześladowania, a osobami, które szukają nielegalnego wejścia do danego kraju, tymi, którzy wyjeżdżają, aby polepszyć swoją sytuację materialną.
Ale – jak głębiej sięgnąć – powstaje pytanie, dlaczego człowiekowi z Afryki, który żyje w nędzy, zabraniać poszukiwania lepszego miejsca i lepszej pracy. Przecież Polakom tego nie zabraniamy. Jest to delikatny punkt.
Chrześcijaństwo nieustannie podkreśla, że jesteśmy jedną rodziną ludzką. Wszyscy też mamy takie same prawo do korzystania z dóbr ziemi, których przeznaczenie jest powszechne. Nie ma takiego argumentu, na podstawie którego moglibyśmy odmówić przyjmowania uchodźców czy innych potrzebujących. To tak, jakby odbierać chleb drugiemu człowiekowi.
A jak to należy odnieść do sytuacji w Polsce?
– Nie została u nas rozwiązana kwestia przyjmowania uchodźców, lecz wyłącznie pomocy im na miejscu, w tych krajach, gdzie żyją. Rząd tłumaczy, że uchodźcy zagrażają naszemu bezpieczeństwu, a poprzez środki przekazu stara się w Polakach umocnić to przekonanie. Ale jest to tylko część prawdy. A druga jej część jest taka, że ludzie którzy przybywają, przynoszą nowe bogactwa i zyski dla danego kraju. Wnoszą też swoją tożsamość i bogactwo swej kultury.
Kiedy próbujemy rozmawiać z rządem nt. przyjmowania uchodźców, to rozmowy te kończą się zawsze jedną odpowiedzią: „Pomagamy na zewnątrz, nie chcemy narażać bezpieczeństwa Polaków, przyjmując tutaj uchodźców”. Nawet kiedy idzie o korytarze humanitarne, to rząd odbija piłeczkę mówiąc: „Zaprosimy stu, a za chwilę przyjedzie ich tysiąc”. Jest to szczególnie źle odbierane w tych krajach, gdzie ludzie pamiętają pomoc, jaką świadczyli Polakom, wtedy kiedy byliśmy w potrzebie. Usiłowania, jakie podejmowałem do tej pory, spaliły na panewce.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).