O sekretach Jasnej Góry, pobożności i nawróceniach na Woodstocku opowiada paulin o. Michał Legan.
Naprawdę nie słyszy Ojciec agresywnych zaczepek?
Słyszę na każdym kroku. Padają zarzuty o pedofilię, malwersacje finansowe itd. Tyle że ta wrogość kończy się po trzech zdaniach. Trwa pierwsze pięć minut. Potem jest rozmowa. A jeszcze później często spowiedź i przebaczenie. Nie stosujemy zasady: „Teraz my, dobrzy, wytłumaczymy wam, złym, że żyjecie w brudzie”. Dostaliśmy łaskę wiary, poznaliśmy Jezusa. Młodzi z Woodstocku są często prawdziwsi w swojej niezgodzie na świat, na brak miłości, niż my. Spotkanie z nimi uwalnia od stereotypów, bo dostrzegasz w nich mnóstwo niezłomnej wiary w to, że w końcu znajdą sens życia. Ci ludzie wrócą do swych parafii i może nawet ruszą w sierpniu na pielgrzymkę. Jest jednak wielu takich, którzy do spowiedzi idą raz w roku: na Przystanku Jezus. Wiedzą, że spotkają księży, którzy są miłosierni i których będzie można zapytać o wszystko, bez narażenia się na odrzucenie. W tym roku nurtowało mnie pytanie: czy my, ewangelizujący z uśmiechem, skłonni do wysłuchania, otwarci, serdeczni, spowiadający cierpliwie, nie kłamiemy na temat Kościoła? Czy nie przedstawiamy woodstokowiczom jakiejś cukierkowej, nieprawdziwej wersji demo? Czy taki jest Kościół?
A jest?
Na moje pytanie odpowiedział znakomicie bp Edward Dajczak. Mówił: „Zabrałem kiedyś na obóz nad morze dzieci z patologicznych rodzin. Powiedziano mi, że robię im krzywdę, bo daję im miłość, której nie doświadczą w domach. Zapytałem ich o to. Wiecie, co mi odpowiedzieli? »Jesteśmy szczęśliwi, bo wreszcie wiemy, za czym mamy tęsknić«”. Przystanek Jezus jest właśnie po to. Ma pokazać Kościół, za którym mamy tęsknić. Kościół, w którym nieustannie odbywa się spotkanie Boga z człowiekiem.
Sporo osób Ojciec wyspowiadał?
Na Woodstocku jest kogo spowiadać cały dzień i aż do 3 w nocy. Non stop. Wystarczy usiąść przy drodze. Natychmiast przyjdzie ktoś, by porozmawiać czy się wyspowiadać. Po takich spowiedziach słaniasz się na nogach, ale wiesz, po co zostałeś księdzem. Nie masz pojęcia, jak to buduje twoją wiarę!
Zdarza się, że penitenci odchodzą zapłakani?
Ja odchodzę zapłakany! Opowiem ci dwie historie. Mój pierwszy Woodstock. Sześć lat temu. Nie mam pojęcia, co tam się robi, jak się ewangelizuje. Przygnała mnie ciekawość. Widzę, że ewangelizatorzy ruszyli na pole i myślę: „Boję się, nigdy nie miałem odruchu wyłażenia na ulice, ale spróbuję”. Nikt mi nie wytłumaczył, że pole woodstockowe to 250-tysięczne miasteczko i trzeba przygotować się na długą drogę. Żar lał się z nieba, a ja ruszyłem bez czapki i wody. Idę pod gigantyczną chmurą pyłu, obok ludzie kąpią się w błocie, które powstało po części z tego, co wylało się z toi toiów. Jakaś dziewczyna woła: „Papieżu!”. Miałem biały habit i piuskę. „Papieżu − wypala – ty mnie nie okradniesz. Potrzymasz mi torebkę z dokumentami i pieniędzmi? Muszę się wykąpać”. Po chwili stoję na środku Woodstocku z czerwoną damską torebką w dłoni i jest to, delikatnie mówiąc, mało komfortowa sytuacja. (śmiech) Po 20 minutach dziewczyna wraca spod prysznica, który zrobili jej strażacy i jest… miss mokrego podkoszulka. Głos w głowie mówi: „No dawaj, ewangelizuj. Patrz jej w oczy”. (śmiech) Nie musiałem niczego mówić, bo dziewczyna zaczyna: „Wiesz co, papieżu, ta torebka była pretekstem. Chciałam pogadać”. I zaczyna opowiadać.
Tu skończyły się żarty. Gdy miała 11 lat, a jej brat 9, ich matka popełniła samobójstwo, a w liście pożegnalnym napisała, że robi tak, bo ma… złe dzieci. Ta dziewczyna została z raną na całe życie, po ludzku nie do naprawienia. Jej życie totalnie się złamało. Była po dwóch Monarach, pracowała na ulicy. Zdemolowana dusza… Po dwóch godzinach rozmowy przez kolejną godzinę się spowiadała. W smrodzie toi toiów, co było doskonałym obrazem tego, co spotkało ją w życiu. Byłem wykończony (bez czapki, bez wody) i udzielając rozgrzeszenia, czułem, że zaraz odlecę. Powiedziałem: „odpuszczam tobie grzechy” i zemdlałem, jak jakaś gimnazjalistka. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem, że ta dziewczyna, która chwilę temu była narkomanką i prostytutką, zdjęła z głowy chustkę, namoczyła ją i zaczęła ocierać mi twarz. Wiedziałem, że to jest scena ze świętą Weroniką. Że ta dziewczyna spotkała w spowiedzi Jezusa i ociera Mu twarz. Od razu zaczęła promieniować miłością, służyć...
Mocne.
Takie chwile budują moje kapłaństwo! Druga opowieść. Sprzed roku. Kończy się dzień, a ja jestem skrajnie wyczerpany. Wracam koło 23, modląc się, by nikt już mnie nie zaczepił. I wtedy podbiega dziewczyna: „Cudem udało mi się przyprowadzić chłopaka. Tak chciałabym, by poznał Jezusa, bo jest bardzo daleko”. Spojrzałem na niego kątem oka i struchlałem. Potem dowiedziałem się, że to frontman blackmetalowej kapeli. Przygotowywał się do koncertu i miał już na sobie makijaż sceniczny: wymalowanego demona. Powiedziałem mu: „Bracie, naprawdę nie mam siły z tobą rozmawiać. Ale zróbmy tak: podejdźmy do tego gigantycznego krzyża i pomódlmy się”. A on, ku mojemu zdumieniu, poszedł. Położyliśmy ręce na krzyżu i wyznaliśmy Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Godzinę później był już wyspowiadany. „Wiesz co, Michał – powiedział − jest taki problem, że mój zespół od pół godziny miał grać na scenie. Wiesz, co miałem śpiewać? Same modlitwy do szatana”. Nie zabrzmiały, bo akurat frontman się spowiadał…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.