Szedł jak burza. Ogień, który niósł w sobie, zapalał ziemię po ziemi. Jaki jest sekret ewangelizacyjnego sukcesu Jacka Odrowąża? Czy opowieści o cudach, których dokonał, nie są pobożnymi bajeczkami? Odpowiada o. Tomasz Gałuszka OP, historyk średniowiecza.
henryk przondziono /foto gość
„W centrum Jezus, bracia w tle” – taki model funkcjonował od początku w klasztorach.
Nie wierzę, że nie budziło to oporu materii…
Kanon został zaproponowany przez grupę z południowej Francji, przez ekipę Dominika, pracującą od lat w systemie kaznodziejskim. Jak musieli zareagować biskupi, którzy nie mieli żadnych kaznodziejów? Mieli prawo święcie się oburzać: „Ale sobie to Francuzi wykombinowali”. I nagle rok później „przypadkowo” (Duch Święty ma naprawdę znakomite pomysły) powstaje Zakon Kaznodziejski. W pracach soboru uczestniczył Iwo Odrowąż. Jacek musiał spotykać dostojników, którzy wracali z Lateranu. Czuł wrzenie, które dokonywało się w Kościele.
Dlaczego Dominik formował braci tak krótko? Wiadomo, jak dziś wygląda wieloletnia dominikańska formacja. A za czasów założyciela? Musiał mieć zaufanie, skoro wysyłał uczniów szybko w świat…
Pierwsze próby organizowania formacji nastąpiły po drugiej kapitule w Bolonii w 1221 roku. Pojawił się półroczny okres „nowicjatu”.
Brzmi nieprawdopodobnie w czasach, gdy wydłuża się seminaryjną formację.
A dlaczego się ją wydłuża? Bo ludzie przychodzą ze świata, który jest kompletnie areligijny, neopogański i muszą przejść kwarantannę. W czasach Dominika do zakonu trafiali ludzie uformowani, którzy nie wyobrażali sobie życia poza stanem łaski uświęcającej, którzy najpierw uczyli się na pamięć Psałterza, a dopiero później poznawali łacińską gramatykę.
Pierwsi dominikanie musieli nauczyć się nowej formy życia. Dotąd byli zamknięci w klasztorach i nieprowadzący pracy duszpasterskiej mnisi oraz zajmujący się duszpasterstwem księża. Nie było czegoś takiego jak „mnicho-księża”. I nagle pojawili się kapłani, którzy… żyli jak mnisi. Rewolucja.
Rodzina Tomasza z Akwinu zamknęła go nawet w wieży. „Chcesz wstąpić do dominikanów? To poroniony pomysł! Powinieneś robić karierę, a nie wstępować do tych obdartusów!”.
Ten przykład znakomicie pokazuje, z czym zmagali się wówczas wierni. „Chcesz zostać opatem, biskupem, mnichem? Droga wolna. Ale jakimś podejrzanym »mnicho-księdzem«?”. Pomysł Dominika, by być mnichem w świecie, budził opór.
Regułę zatwierdził Honoriusz III (który był teologiem, a nie, jak większość papieży XIII wieku, prawnikiem). Papież pastoralista podpisał dokument, choć pobożne otoczenie pukało się w czoło: „»Mnicho-księża«? Ojcze Święty, co ty wyprawiasz? Prawo nie jest dostosowane do takiej formy”.
Dominik musiał mieć ogromne zaufanie do braci. Wysłać kogoś, kogo zna się kilka miesięcy, z misją zakładania zakonów? Trudno to sobie wyobrazić…
Ufał, to prawda. Ale był człowiekiem mocno stąpającym po ziemi, który wcześniej uczestniczył w misjach dyplomatycznych. Jasne, był mistykiem, wizjonerem dokonującym wskrzeszeń, ale zadbał też o to, by wysyłać braci (w tym Jacka) z odpowiednimi „papierami”. Oni nie szli z pieśnią na ustach, uśmiechem na twarzy i kwiatami we włosach. (śmiech) Zachowało się kilkadziesiąt takich dokumentów. Dominik stworzył siedem formularzy. „Bulla rekomendacyjna” podkreślała: za wszystkim, co robimy, stoi papież (na konopnym sznureczku dyndała papieska ołowiana pieczęć), co w czasach herezji było bezcenną wskazówką dla tych, którzy patrzyli na dominikanów z podejrzliwością.
Wyobraźmy sobie, że na dworze biskupa pojawia się „mnicho-ksiądz”. Od razu całej kurii włączają się czerwone światła. W „paszporcie” był opis, kim są ci, którzy przedstawiają papiery i zapewnienie papieża o błogosławieństwie, którego udzieli tym, którzy ich przyjmą. Zanim dominikanie wzięli do ręki gitary i zaczęli organizować radosne duszpasterstwo akademickie, pokazywali bullę. Biskup czytał. Jeśli to jeszcze nie pomagało, bracia pytali: „Czcigodny biskupie, posiadasz w biblioteczce akta soborowe? Tak? Znasz kanon 10? Wiesz, że diecezja musi posiadać kaznodziejów? Nie masz takich w diecezji? Oj, cóż za pech… Mamy rozwiązanie tej trudnej sytuacji: tak się składa, że jesteśmy kaznodziejami i, co tu dużo gadać, spadliśmy ci z nieba!”.
Argument nie do odparcia.
To wyjaśnia fenomen zakładania przez Jacka klasztorów i rozprzestrzeniania się zakonu. Duch Święty działał nie tylko przez znaki i cuda, i urok osobisty pierwszych braci, ale też przez pieczęcie, podpisy, dokumenty. Przez prawo. Bóg nie musi dokonywać spektakularnych znaków rozstąpienia się morza. Działa też przez decyzje soborów.
Jacek ruszył nad Wisłę z Bolonii. Taką trasę można przejść w 3,5 tygodnia, ale on po drodze nie próżnował: zakładał klasztory. Jak bardzo musiał być przezroczysty, skoro gromadzili się wokół niego bracia?
Ruszył z „paszportem” wydanym w lutym 1221 roku. Mamy fotokopię tej bulli, bo oryginał zaginął w czasie II wojny. Rozpoczyna się od słów: „Jeżeli ktoś przyjmuje proroka, nagrodę proroka otrzyma”. Mocne! Papież przedstawia dominikanów jako tych, którzy pełnią funkcję proroczą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.