Sporo ostatnio doniesień o grzechach duchownych. Ale nie trzeba tracić ani głowy, ani wiary.
Grzechy duchownych zawsze wywołują największe oburzenie. Dużo większe, niż gdy dokładnie ten sam grzech popełnia świecki. Tak było, jest i pewnie będzie. Nie jestem jednak pewien, czy słusznie. No bo mam wrażenie, że to trochę jak ze zranioną dumą narodową po sromotnej klęsce naszych piłkarzy: choć sami bywamy całkiem mało święci i nie zamierzamy niczego tej kwestii zmieniać, to od tych, którzy wybrali drogę kapłańską czy zakonną domagamy się, by godnie cały Kościół reprezentowali. Ich świętość ma i nam dodać blasku i przykryć nasza bylejakość. Gdy okazuje się, że jeden, drugi czy trzeci taki reprezentant nie tylko chwały nam nie dodał, ale jeszcze sprawił, że musimy się wstydzić – oburzeniu nie ma granic. Dokładnie jak po przegranych meczach naszej piłkarskiej reprezentacji ;)
Jak sobie w takiej sytuacji radzić? Jak nie dać się zgorszyć (czyli uczynić gorszym) i odrzucić pokusę odcięcia się od takiego Kościoła? Fakt, że jest przecież wieku wspaniałych i oddanych swojej misji księży może się przecież wydawać naiwnością. Mam jednak na nie gorszenie się swój prywatny sposób :)
Po pierwsze przypominam sobie w takich wypadkach moje własne grzechy. Nieważne czy były wielkie czy małe. Każdy jest przecież jakąś niewiernością wobec Chrystusa i Ewangelii. Świadomość, że sam jestem grzesznikiem pomaga mi potępiając grzech nie stawiać się w roli surowego sędziego moich bliźnich.
Pod drugie... Próbuję się pocieszyć :) Pamiętam oczywiście o tym, co mówił kiedyś w Polsce papież Benedykt: że każdy człowiek ma na swoim koncie zarówno czyny złe jak i dobre i że dopiero ich bilans mówi coś więcej o człowieku. Przede wszystkim jednak staram się pamiętać, że wrażenie jakie odnoszę odbierając medialne doniesienia o grzechach duchownych niekoniecznie są w pełni obiektywną prawdą.
Fakt jest oczywiście faktem. Czasem ważny jest też jednak kontekst. Podobnie jak ważne jest nie tylko który dzieciak którego zepchnął z ławki, ale też to, co się działo między nimi przedtem. Ów kontekst mało albo i wcale nie jest istotny przy grzechach seksualnego wykorzystywania nieletnich. Za to już w ocenie działań tych, którzy niby sprawcę kryli, już znacznie bardziej. Istotne przecież jest, jak podobne przypadki traktowane były przez prawo danego kraju, jak podchodziło do takich spraw społeczeństwo i organy ścigania, o woli co do dalszych kroków samego pokrzywdzonego już nie mówiąc.
Proszę zresztą zauważyć, że pomijanie owego kontekstu to dość częsta metoda rzucania niesprawiedliwych oskarżeń. Nie tylko zresztą wobec Kościoła. Ot, Rosjanie usprawiedliwiając Katyń powołują się czasem na to, ilu to rosyjskich jeńców zmarło w polskich obozach po pierwszej wojnie światowej. Skwapliwie nie wspominają przy tym, jak ogólnie trudne warunki w Polsce wtedy panowały. Podobnie jest też np. z oskarżaniem Kościoła o skazywanie na śmierć heretyków. Przykłada się do tych spraw miarę naszych czasów zapominając, że niekoniecznie byli to dostojni myśliciele, ale czasem zwyczajni bandyci, swoje ideały wprowadzający ogniem i mieczem. Pomijanie kontekstu i ocenianie spraw tak, jakby działy się dziś czasem kompletnie wypacza sprawiedliwy osąd.
A po trzecie, w tym swoim radzeniu sobie z gorszeniem się staram się unikać myślenia o Kościele w taki sposób, jaki opisałem na początku: że ja mogę być byle jaki, a to duchowni powinni być święci. Oni są tak samo członkami Kościoła jak świeccy. Jeden otrzymaliśmy chrzest, jednego Ducha Świętego w bierzmowaniu, karmimy się tym samym Ciałem Pańskim. Kapłani czy zakonnice, wbrew temu co się czasem mówi, nie są przez sam fakt przyjęcia święceń czy złożenia ślubów zakonnych lepszymi członkami Kościoła. Mają tylko inne powołanie. Jeśli oni są – dajmy na to – rękami Mistycznego Ciała Chrystusa, a ja jego nogą, to jako ta noga (:)) nie mogę oczekiwać, że tylko ręce mają dbać o Ciało. Ręce za mnie nie będą chodzić. Dla dobra całego Ciała ja muszę też coś z siebie dać. I nie zmieni tego fakt, że jeden czy drugi dużo młodszy ode mnie duchowny potraktuje mnie protekcjonalnie, bo błędnie uznał, że przez sakrament święceń przestał być moim bratem w Chrystusie, a stał się moim zawsze wszystko lepiej wiedzącym wujem ;). Skoro niespecjalnie gorszę się grzechami moich braci i sióstr świeckich, to nie ma powodu, bym grzechy duchownych traktował znacząco inaczej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.