Wielu mieszkańców Ziemi Lubuskiej sądzi, że diecezjalne seminarium od początku mieściło się w paradyskich murach. Wszystko zaczęło się jednak w Gorzowie Wlkp.
O wstąpieniu do seminarium myślał już w czasie wojny. – Miałem krewnych księży. Dwóch z nich to byli dominikanie i mówili mi, żebym przyszedł do ich zakonu, to będzie w rodzinie trzech dominikanów – wspomina. Ostatecznie w 1949 roku wstąpił do seminarium gorzowskiego. Musiał zdać maturę, dlatego do południa uczestniczył w wykładach a po południu chodził do gimnazjum dla dorosłych.
Pomimo bardzo skromnych warunków mieszkaniowych i życiowych, jak podkreśla ks. Władysław, nikt z seminarzystów nie narzekał. Dużo dawała atmosfera stwarzana przez ówczesną kadrę. – Profesorów mieliśmy wspaniałych. W mojej pamięci szczególnie zapisał się nasz ojciec duchowy ks. Izdor Ździebło. Do seminarium przychodziliśmy wtedy w różnym wieku i z różnych środowisk. Do niego z wszystkimi swoim problemami szło się jak do ojca – opowiada.
Poza nauką i formacją był także czas na praktyki. – W pierwszych latach seminarium nie mieliśmy wakacji. Wysyłano nas na różne parafie diecezji do pomocy księdzu proboszczowi w przygotowaniu młodszych i starszych do spowiedzi św. i Komunii św. Robiliśmy to z radością – wspomina.
Dziś z trzydziestu sześciu kapłanów wyświęconych w 1954 roku żyje tylko sześciu. – Bogu dzięki wszyscy wytrwali w kapłaństwie do dziś.
Fascynacja kapłaństwem
Rok po ks. Stanisławie gorzowskie seminarium ukończył ks. Konrad Herrmann. Jego rodzinne strony to powiat złotowski. W okresie międzywojennym część tych ziem należała do Rzeszy Niemieckiej. – Mieszkałem w Zakrzewie. Moja mama należała do Związku Polaków, a ja chodziłem do polskiej szkoły – wspomina. Wojna zastała go w polskim gimnazjum w Kwidzynie. – Niemcy już 25 sierpnia zlikwidowali nasze gimnazjum i wywieźli do obozu w Tapiau blisko Królewca. Tam byłem kilka tygodni. Później młodszych, w tym mnie, wyekspediowano do domu, a starszych i profesorów do obozu – wyjaśnia. Po wojnie maturę zdał w Złotowie.
W 1950 roku wstąpił do gorzowskiego seminarium. – Profesorami byli księża ze Zgromadzenia Misjonarzy św. Wincentego à Paulo. To byli zacni i wykształceni ludzie. Mile wspominam rektora ks. Gerarda Domagałę. Był zasadniczy, nikogo nie traktował ulgowo, ale miał dobre serce. W pamięć zapadali mi także mający ogromną wiedzę biblista ks. Józef Wiejaczka, ks. Jan Kasztelan wykładający katechetykę, ks. Franciszek Kuczka od teologii pastoralnej, ks. Antoni Baciński od historii Kościoła, ks. Leon Świerczek czy ojciec duchowny, ks. Izydor Ździebło – wspomina.
Oczywiście poza nauką i modlitwą był także w seminarium czas na odpoczynek. W wolnym czasie można był spacerować, grać w siatkówkę, piłkę nożną, grać na fortepianie czy uczestniczyć w próbie chóru. Już wtedy klerycy mieli swój teatr. – Pamiętam, że wystawiliśmy „Rewizora” Gogola. Ja grałem Piotr Iwanowicza Sobczyńskiego. Teatr to była bardzo dobra zabawa – wspomina dzisiejszy wikariusz biskupi.
Pobożność, jak przyznaje ks. Herrmann, wyniósł jeszcze z domu, od swojej matki. Natomiast seminarium ukształtowało go wewnętrznie pod względem osobowościowym, intelektualnym i duchowym. – Ksiądz powinien fascynować się liturgią, teologią i duszpasterstwem. Przecież jak nauczyciel matematyki, fizyki czy historii nie będzie fascynował się tym, co robi, to nikogo niczego nie nauczy i sam pozostanie nieszczęśliwy. Podobnie jest w przypadku księdza.
_____
Seminarium w Gorzowie funkcjonowało do 1961 roku, kiedy to władze państwowe przejęły budynek. Równolegle od 1952 roku odbywała się formacja w Paradyżu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Przypomina też, że szkoła jest miejscem, w którym uczymy się otwierać umysł i serce na świat.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.