Karaiby to fantastyczna wakacyjna przygoda. Słońce, wiatr, woda, piaszczyste białe plaże, palmy kokosowe, rum, dziewicze rafy, dzikie morskie stworzenia. I polscy kapłani. Na Karaibach przebywają trzej księża z archidiecezji gdańskiej. Wśród nich ks. Jacek Ossowski. Tuż przed zakończeniem jego urlopu rozmawialiśmy z nim, w nieco zimniejszym niż na Karaibach polskim klimacie.
Andrzej Urbański: Choć wakacje się skończyły, wielu pewnie wciąż śnią się dalekie wyjazdy na Karaiby, np. na Martynikę. Księdzu już się nie śnią, bo Ksiądz tam pracuje od roku. Nie ma problemu z językiem?
Ks. Jacek Ossowski: – Porozumiewamy się po francusku. Z tym nie ma problemu. Podobnie jak przez kilka lat pracy na misjach w Kamerunie. Tam francuski także był językiem urzędowym. Miejscowa ludność rozmawia też w języku kreolskim. Chrześcijanie porozumiewają się po francusku.
Na Martynice jest wielu chrześcijan. Misje to całkowite poświęcenie swojego czasu ludziom mieszkającym daleko od ojczyzny. Czy naprawdę trzeba aż tak daleko jechać, by odnaleźć swoje powołanie?– Św. Paweł powiedział kiedyś takie słowa, które chętnie cytuję: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii”.
Tylko że można ją głosić w miejscu swojego zamieszkania. Przecież tutaj coraz więcej ludzi oddala się od Boga.– Każdy chrześcijanin zobowiązany jest i powołany do głoszenia Ewangelii. To jest jego powołanie. Są jednak i tacy, którzy wyjeżdżają w różne zakątki świata, by głosić ją tym, którzy jeszcze jej nie poznali. Gdy przez kilka lat byłem w Kamerunie, czułem ogromną potrzebę ukazywania Chrystusa tym, którzy jeszcze o Nim nie słyszeli. Jednak w różnych zakątkach świata jest wielu ludzi, którzy potrzebują pogłębienia wiary i jej umocnienia. Tak jest na Martynice, która nie jest w zasadzie krajem misyjnym. Ewangelię przynieśli kolonizatorzy w XVII wieku. W moim przypadku rola polega na umacnianiu wiary. Na Martynice brakuje kapłanów. To też jest duży problem.
Jak się odkrywa powołanie do pracy misyjnej?– Pewnie trochę tak, jak odkrywa się każde inne powołanie. Do macierzyństwa, ojcostwa, rodzicielstwa, kapłaństwa. Trzeba się po prostu wsłuchać w głos Boga. On często mówi bardzo cicho, wiec potrzebne jest wsłuchanie.
Czy praca na tak pięknej wyspie jest trudna? Czy nie kuszą fale w przejrzystym Morzu Karaibskim?– Wszystko zależy od organizacji. Oczywiście jest także czas na wypoczynek i możliwość skorzystania z uroków wyspy. Czysta woda, piękne słońce, plaże. Jednak pracy duszpasterskiej jest bardzo dużo. Tak naprawdę jest ona zbliżona do warunków polskich. Są grupy, jest katechizacja w salkach katechetycznych. Przez ostatni czas pracowałem jako wikary w parafii. W dwóch parafiach mieliśmy ponad 1000 dzieci. Są także grupy charyzmatyczne i ewangelizacyjne. Niestety, problemem jest brak kapłanów. Praca duszpasterska musi opierać się na zaangażowaniu ludzi świeckich. To jest zasadnicza różnica w stosunku do duszpasterstwa w Polsce.
Czy zaangażowanie świeckich wynika z braku kapłanów czy z charakteru miejscowej ludności?– Przed wyjazdem na Dni Młodzieży od Australii przyleciał na naszą wyspę metropolita Bordeaux. Odbyło się uroczyste posłanie młodych mieszkańców Martyniki na spotkanie z Papieżem. Przez godzinę młodzi ludzie mogli zadawać pytania. Jedno z nich dotyczyło przyszłości Kościoła: „Jak Ksiądz Kardynał wyobraża sobie Kościół bez kapłanów?”. Odpowiedź okazała się trudna. „Jest to pytanie dużo szersze, niż sobie wyobrażamy” – usłyszeli odpowiedź młodzi. To pytanie o życie Kościoła bez powołań. Największym bowiem problemem Kościoła jest brak powołań do życia kapłańskiego, w rodzinie, do życia zakonnego. Myślę, że tutaj należy szukać odpowiedzi na to pytanie. Jak odkrywać kapłaństwo czy rodzicielstwo.
Rozmawiamy o misjach. Warto przy tej okazji wspomnieć św. Pawła. Czy to jest ktoś, kto patronuje Księdza poczynaniom? Czy możemy go naśladować w odczytywaniu dróg ewangelizacji dzisiaj?– Podczas sakramentu bierzmowania przyjąłem imię Paweł. Mój katecheta ks. Tadeusz Polak zawsze nam powtarzał, by patron obrany przez nas stał się patronem całego życia. Namawiał, by poznawać życie świętego. Miałem 15 lat, ale już wtedy zastanawiałem się, kogo i w jaki sposób chciałbym naśladować. Czytałem książki i opracowania o świętym Pawle i powiedziałem wówczas, że chcę naśladować tego wielkiego misjonarza i ewangelizatora. Na razie tak jak św. Paweł podróżuję i ewangelizuję.
Za: Gdański Gość Niedzielny 39/2008
«« | « |
1
| » | »»