Moniko, spędziłaś już pół roku na misjach w Tanzanii. Wróciłaś, żeby obronić doktorat z teologii. Za dwa dni wracasz do Afryki. Skąd taki pomysł?
Monika Drążyk: – Ten pomysł dojrzewał we mnie od 10. roku życia. Idąc na teologię, na KUL, myślałam raczej o katechezie lub o pracy w jakiejś katolickiej redakcji. Po studiach byłam rok katechetką w szkole zawodowej w Pionkach, potem 4 lata w liceum w Bydgoszczy. Miałam także zajęcia ze studentami w sekcji Wydziału Teologii Uniwersytetu Poznańskiego. Byłam zadowolona z tej pracy, ale niespełniona. Myśl o misjach intensywnie powracała. Przedziwne rzeczy się działy. W ręce trafiały mi ciągle jakieś materiały misyjne, gazetki. Ja tego nie szukałam. Włączałam telewizor i pojawiał się jakiś program o misjach. Bałam się podjąć decyzję. No i w końcu przyszedł moment, że trzeba było coś z tym zrobić. Albo zniszczyć, albo pomóc się temu rozwijać. Wykonałam pierwszy krok. Zgłosiłam się do swojego biskupa po skierowanie na misje. Potem wszystko potoczyło się łatwiej i szybko.
Jak bliscy przyjęli Twoją decyzję?
– Na początku był szok, zwłaszcza dla mamy. Widziałam jednak, że rodzice dojrzewają do akceptacji tej decyzji. Pomagała im wiara. Teraz, po moim pierwszym pobycie w Tanzanii, mama stała się ekspertem od Afryki. Kiedy myślę o rozstaniu, nie ukrywam, że w gardle mnie ściska. Ale tylko z czysto ludzkiej perspektywy nie da się na to patrzeć.
Czy od początku chciałaś jechać do Afryki?
– Tak, mam sentyment do Afryki. Podczas przygotowań w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie poprosiłam o kraj afrykański z językiem angielskim. Powiedzieli Tanzania, no dobrze, niech będzie Tanzania. Spojrzałam na mapę, gdzie to dokładnie jest. Morogoro, tam masz pracować. Dobrze. Przyjęłam taką zasadę. W momencie kiedy zdecydowałam się na misje, nie chcę stawiać żadnych wymagań, nie mam żadnych oczekiwań. Gdzie mnie wyślą, co mi każą robić, ja to przyjmuję.
Młoda dziewczyna jedzie do środka Afryki uczyć teologii. To dość trudne do wyobrażenia…
– Dla mnie też! W Polsce chyba żadna kobieta nie uczy teologii w seminarium. Ja zostałam posłana do Salwatoriańskiego Instytutu Filozofii i Teologii w Morogoro, aby wykładać teologię. W kulturze afrykańskiej kobieta nie za bardzo się liczy, tym bardziej biała. Moi studenci, klerycy z różnych krajów Afryki, byli w lekkim, a może więcej niż w lekkim szoku, kiedy się dowiedzieli, że w II semestrze przyjedzie do nich biała kobieta z Polski i będzie ich uczyć teologii dogmatycznej. Nie byli zachwyceni, jak się potem dowiedziałam. Było to dla nich nie do przeskoczenia. Mam nadzieję, że po kilku miesiącach współpracy udało się pokonać niechęć. Gdybym chciała patrzeć na tę moją pracę od strony czysto ludzkiej, to nie powinnam tam pojechać. Nie jestem przygotowana na sto procent. Wiedziałam, że muszę zaufać Panu Bogu, żeby wytrzymać. Zdarzało się, że zasypiałam ze łzami w oczach. Ale bywały i takie trudne sytuacje, które w moim odczuciu były cudem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.