Dostałam ją na imieniny. W Kongu, na pograniczu z Rwandą. Łaska ma trzy i pół roku. Była za mała na „adopcję serc”, która dotyczy dzieci szkolnych. Jak to za mała? Za mała, by żyć? Właściwie to Neema mnie znalazła. Neema w języku suahili znaczy „Łaska”.
Świat się skończył
Rano ponownie odwiedzam szpitalik. Chcę zrobić kilka dokrętek. W pierwszej sali - kobieta siedzi na łóżku. Ma półotwarte usta, jakby chciała krzyczeć, ale nie może wydobyć z siebie żadnego głosu, żadnego jęku. Twarz zdrewniała, zastygła, puste oczy. Za matką malutkie zawiniątko, w ślicznym kolorowym pledziku z polskich darów. Dzieciątko bez ruchu, bez oddechu, z otwartymi zastygłymi oczami. Filigranowa rzeźba. Ta matka niosła swoje umierające z głodu dzieciątko kilka dni, przez dżunglę. Do szpitalika dotarli za późno. Mimo kroplówek, odżywek, nic już nie dało się zrobić. Dzieciątko umarło nad ranem.
Odkładam kamerę. Siadam przy matce. Z jej ust wreszcie wydobywa się głos rozpaczy, skowyt. Ani jednej łzy na twarzy. Dla niej świat się skończył.
Lęk jest sprawą ludzi
W ośrodku dożywiania matki i dzieci znowu tańczą i śpiewają. Ocaleni dziękują Bogu za dar życia, za przeżytą jeszcze jedną noc w sytości i bezpieczeństwie.
Ale to bezpieczeństwo jest tu szczególnie kruche. Na noc dom sióstr zamykany jest na stalowe kraty. Szpitalik i ośrodek ze względu na rebeliantów są bacznie strzeżone.
Rebelianci to często kilkunastoletnie dzieci. Urodzone w czasie wojny, wychowane w czasie kolejnej wojny, świadkowie i już uczestnicy masowych mordów, ludobójstwa. Wygłodzone, schorowane, wynędzniałe, znające tylko agresję. Mogą przyjść do wsi zawsze, kiedy zechcą najeść się do syta, rabować i zabijać.
Siostry nieraz leczyły poranionych rebeliantów. Na wieść o nadciągających bandach modlą się i mówią, że lęk na dłuższą metę bardzo wyczerpuje siły psychiczne, odbiera moc do pracy - dlatego ufają Bogu.
Bezcenny skarb
Jedziemy do Rugari, dużej pobliskiej parafii. Misja położona jest na wysokości 1800 m n.p.m., nie ma w niej elektryczności. Głucha cisza, jak to w górach. Serce dżungli. Rugari słynie na całą okolicę z bezcennego skarbu: wody. Ks. Władysław, pallotyn, wybudował sześć kilometrów wodociągu, dwa zbiorniki na 30 tysięcy litrów każdy, gdzie dwa źródła dają po 20-25 litrów wody na minutę. Wzdłuż linii jest siedem kranów do czerpania wody, dla mieszkańców osad położonych na stoku góry. Najwyższe źródło znajduje się na wysokości ponad 2500 m n.p.m. Ostatnie, dolne - przy samym kościele. Dziennie przychodzi tu po wodę ponad dwa tysiące ludzi. Biorą wodę do żółtych kanistrów, przeciętnie po 20 litrów, i niosą na głowach, z wielką gracją, w górzystym terenie, nawet nie ślizgając się na liściach bananowców.
Rebelianci w Kongu, ludobójcy w Rwandzie nie tylko rabowali i palili osady, ale także niszczyli studnie i wodociągi. Ponad 40 procent rwandyjskich wsi nie ma studni ani ujęć czystej, pitnej wody. Ludzie gromadzą deszczówkę - pozbawioną minerałów, często skażoną.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.