4 godziny kopania

O Wincentych Pstrowskich Kościoła i Bogu – wielkim żebraku, który pojawia się i znika, z o. Michałem Zioło, trapistą, rozmawia Marcin Jakimowicz

Reklama

Na Śląsku, gdy przed kościołem nie stoi koparka, to mówi się, że farorz jest do niczego.
– Ale to pokusa wszystkich zakonów! Nawet tych najbardziej kontemplacyjnych. To odsuwanie spotkania z Panem Bogiem na czas, kiedy w końcu skończymy, zbudujemy, wyremontujemy, przygotujemy. No, skończone… Panie Boże, teraz to wreszcie nasza wspólnota będzie działać!

A u Ojca tak nie było? Jak już zostawię harujących od świtu do nocy dominikanów i pójdę do trapistów, to nareszcie znajdę oddech, idealną wyspę?
– Nie, nie. Ja się bardzo dziwiłem swemu powołaniu. Usłyszałem kiedyś, „że nie skończę tu, gdzie zacząłem”. Na pytanie, dlaczego zmieniłem zakon, odpowiadam złośliwie, że jako młody ambitny dominikanin przeczytałem, że św. Tomasz z Akwinu umarł u cystersów w Fosssanova i pomyślałem sobie, że każdy szanujący się dominikanin powinien umrzeć u cystersów (śmiech). A poważnie: bardzo dziwiłem się temu, co się we mnie rodziło. Jestem facetem ciekawym świata, lgnącym do ludzi. Ale powiedziałem, trochę jak żołnierz: Jak wołasz Panie, to idę.

Chcemy być Wincentymi Pstrowskimi Kościoła, wyrabiać 200 proc. normy, widzieć od razu owoce swej pracy.
– Chcę widzieć. Widzieć, co zrobiłem. Błyskawicznie. A tymczasem w naszej nieużyteczności jest ogromna ufność wobec Pana Boga. Ja żyję z Tobą, Ty się mną posługujesz, widzę pewne efekty, ale tak naprawdę najgłębszego sensu tego, co robię, nie dostrzegam. Ty się tym zajmujesz, Ty rozdzielasz, Ty budujesz królestwo. Nie ja.

„Chciałem wam powiedzieć, że Chrystus mnie kocha – mówił Ojciec kilkanaście lat temu – bardzo długo na Niego czekałem. Przyszedł do mnie po wielu latach, w ubiegłym roku w Wielki Piątek”. Nie żałował Ojciec tego, że tak się odsłonił?
– Nie, nigdy. Zapisałem zresztą kiedyś w swym dzienniczku – to bardzo osobiste, więc proszę się nie gorszyć ani nie wyśmiewać – że ja mam doświadczenie Boga. Nie jakąś wizję, ale poczucie, że zawarliśmy ze sobą konkretną umowę. Jesteśmy razem. Na oratio mówię Mu bardzo proste słowa, proszę Go o banalne rzeczy. Nie płaczę w rękaw, tylko mówię, że jest ciężko. I Pan Bóg odpowiada w bardzo precyzyjny sposób…

Przez wydarzenia życia?
– Tak. Przez konkretne wydarzenia, które pozwalają mi sporo zrozumieć. Nie od razu, ale w miarę szybko… To jest mój przywilej. Nigdy nie miałem uczucia, że Bóg mnie opuścił. Ja wiem, że On jest. Po prostu. Moja ufność płynie nie z tego, że ja jestem z natury ufny, ale z tego, że wiem, że On mnie uratuje. A propos ufności. Przeżyłem kiedyś ciekawą historię. Miałem prowadzić rekolekcje u ks. Marcina Węcławskiego. O zaufaniu. Nie miałem wprawdzie daleko, ale strasznie nie chciało mi się drałować. Podjadę autobusem – kombinowałem. – Po drodze przejrzę sobie jeszcze notatki. Wsiadłem, zagłębiłem się w lekturze, a ponieważ jestem gapą, nagle ze zdumieniem zauważyłem, że za oknem nie widać już zabudowań Poznania. Pola, śnieg. Pustka. Za 15 minut mam mówić konferencję o zaufaniu. Co robić? Wysiadłem na tym pustkowiu. Idę, patrzę, przy drodze stoi samochód. W środku para. Całują się. Dziewczyna zobaczyła mnie i pyta: Gdzie ojciec maszeruje? – Idę wygłosić konferencję o zaufaniu – wybąkałem. – A gdzie? Podałem adres. – To świetnie, właśnie tam jedziemy – wypaliła. Podwieźli mnie.

Naprawdę tam jechali, czy pytała przez grzeczność?
– Nie wiem. Ważne, że zdążyłem. Na styk. Co do minuty.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7