Patrzę na te dziewczyny, które przychodzą do zakonu często z całą listą oczekiwań i nadziei wobec wspólnoty, Pana Boga, z nienazwanymi pragnieniami, a jednocześnie z przeróżnymi hamulcami. Oto los człowieka! Ecce Homo. Los wyznaczony przez jakąś Nadzieję w krzyżu mającą początek.
Tu, w Śremie, przeżyła kryzys.
- W zetknięciu z chorobami psychicznymi ta moja niedyspozycja sprawiła, że zaczęłam się wycofywać z życia - przyznaje. - To wiązało się też z wiekiem, mam 45 lat, czułam, że jakiś etap się skończył, trzeba coś zacząć od nowa.
Odsunęła się, bo za wszystkim nie może nadążyć i potrzebuje więcej ciszy. Mówi, że otrzymała „powołanie w powołaniu”, powołanie do życia zakonnego, i w samej wspólnocie - powołanie do bycia na marginesie. Kiedyś zastanowiły ją słowa z poematu Karola Wojtyły: „On jest samotny, cóż mnie może uczynić do Niego bardziej podobnym? Ach, odejść od wszystkiego, zostawić wszystko, żeby być bardziej w sobie. Wówczas będę najbliżej Ciebie”. Dziś uczy się umiejętności bycia samotną. Pomogły jej wyjazdy do Ośrodka dla Ociemniałych w Laskach. Zadał je za pokutę ksiądz na spowiedzi. Tam przestała się buntować przeciw chorobie, nazywa ją „zadanym zadaniem, z którym nie umie żyć”. Nowo poznani ludzie uczą ją, że życie niewidzącego jest trudne, ale nie mniej piękne.
- W Laskach spotkałam ociemniałych chodzących godnie, z podniesioną głową, jakby widzieli więcej niż to, co mają pod nogami, jakby patrzyli poza horyzont - opowiada. - Kiedyś czytałam dużo Mertona, w rozważaniach o „Obłoku niewiedzy” pisał, że Boga spotyka się w nieświadomości, w ciemności.
Siostra Lidia od jakiegoś czasu wysyła listy nagrane na taśmę magnetofonową. I „czyta” nagrane książki. Właśnie w Laskach odkryła rzeźbienie, dlatego teraz słucha biografii Augusta Rodina „Nagi przyszedłem”.
- Zarzucano mu, że rzeźbił dużo nagości, a przecież ziemia, ogień są nagie, tylko człowiek się ubiera - mówi. - Gdyby sobie wyobrazić ludzi odartych z szat, jakie by to było zaskoczenie.
- A co ze wstydem? - pytam.
- Nie wstydzimy się patrząc na nagie rzeźby... - śmieje się siostra. - Wierzę, że Rodin miał wiele pobożności do materii, świata, piękna. A to dużo znaczy. Teraz mam czas o tym myśleć. Zajmuję się chorymi, którzy nie mają pojęcia o czytaniu i pisaniu, a co dopiero o sztuce przez duże „S”. A jednak to są ludzie, i sami tworzą - obrazy, witraże, gobeliny, i ta sztuka ich leczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.