Świat według Benedykta z Nursji

Benedyktyni troszczą się w świecie o harmonię i pokój. Ale nie tylko dlatego, że dużo się modlą i w ten sposób nadrabiają braki modlitwy wśród "reszty świata".

Reklama

O. Sławomir Badyna OSB: Pociąga mnie harmonia życia benedyktyńskiego

Brat Jakub Kaliński opowiada, że kiedy benedyktyni przybyli do Biskupowa, przyszła delegacja ze wsi z - ujmijmy rzecz dyplomatycznie - zapytaniem: A wy coście za jedni?! Szybko się wyjaśniło, "co to za jedni". Ludzie z okolicy są bardzo życzliwi klasztorowi. Brat Marcin Gromadecki (194,5 cm wzrostu, były siatkarz) mówi, że ciast na święta jest tyle, że... Brat Jakub, zapytany o wzruszenia, jakie przeżywa mnich, odpowiada: - Czasem mocnym przeżyciem jest dla mnie poranna wyprawa do piekarni po chleb, za który nigdy jeszcze klasztor nie płacił. Wchodzę, biorę skrzynkę chleba, mówię: "Bóg zapłać" i wychodzę.

O. Sławomir Badyna, zapytany o źródła utrzymania klasztoru, cieszy się: - Dobre pytanie! Nie do końca rozumiem radość benedyktyna z moich, być może niegrzecznych, dociekań. - Pierwszym i zasadniczym źródłem jest dla nas Opatrzność - mówi Ojciec, a moje niezrozumienie zaczyna zamieniać się w podejrzliwość, że zaraz otrzymam dawkę sloganów zręcznie omijających temat zasadniczy.

Ale nie, o. Sławomir "rozlicza" Opatrzność szczegółowo: chleb z miejscowej piekarni, owoce i warzywa z własnego ogrodu, intencje mszalne, ofiary zebrane podczas rekolekcji prowadzonych przez obydwu ojców, honoraria za książki o. Ludwika Mycielskiego, remonty sponsorowane przez zaprzyjaźnione firmy oraz ofiary składane przez gości klasztoru.

I tu - przy pozycji ostatniej - mamy do czynienia z fenomenem, który wymaga osobnego potraktowania. Najpierw - trochę od końca - potraktujmy rzecz od strony księgowej, skoro już przy niej jesteśmy. Goście mieszkają w osobnym dwupiętrowym domu z wyremontowanym cudnie poddaszem (sponsor remontu poddasza: Opatrzność via PLL LOT). Za pobyt w klasztorze składają ofiarę. Ile kto może, ile uzna za stosowne. Kilka razy pytałem braci, ile. Odpowiedzi nie otrzymałem. Ofiary składa się nie mnichowi, ale do skarbonki. Skarbonka jest nieprzezroczysta, dodam niedowiarkom, bo sam się zdziwiłem. Bilans zdziwień księgowego-amatora zamyka podsumowanie: - W tym roku utrzymanie klasztoru i domu dla gości wyniosło właśnie tyle, ile znaleźliśmy w skarbonce - mówi o. Sławomir Badyna. Ale żeby Opatrzność była aż tak dokładna - tego naprawdę nie przypuszczałem.

Jednak najistotniejsze jest co innego. Właśnie to "rozszerzanie serca". Klasztor biskupowski zaczął bowiem przyciągać do siebie gości spragnionych... No właśnie, czego?

"Wszystkich przychodzących do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa, gdyż On sam powie: Gościem byłem i przyjęliście mnie. Wszystkim trzeba też okazywać należny szacunek, a zwłaszcza zaś braciom w wierze oraz pielgrzymom".

Nie wiem, czego szuka człowiek, który trafia do klasztoru Benedyktynów w Biskupowie. Pewnie każdy czego innego. Ale co przyciąga tych, którzy wracają tu regularnie? - Atmosfera tego miejsca. Wyczuwa się miłość wzajemną, którą oni tam żyją. Na co dzień - opowiada jeden z częstych gości Biskupowa. Byłem tam tylko raz, szaleństwem byłoby, gdybym sam takie słowa napisał. Powiem tylko, że tam się wyczuwa "coś" niezwykłego.

Co? Opat, prezes benedyktyńskiej Kongregacji Zwiastowania o. Celestine Cullen z opactwa Glenstal, po wizytacji napisał o klasztorze w Biskupowie, że "owoce Ducha Świętego są tu oczywiste". Goście pragnący skosztować czegoś z tego duchowego ogrodu mogą uczestniczyć w życiu wspólnoty. Tu nie ma turnusów rekolekcyjnych, przyjeżdża się po uprzednim uzgodnieniu terminu i wyjeżdża, kiedy chce (tel. w godz. 7:00-12:00 i 15:00-17:00 - 0-77/ 439 82 06) - choć latem trudno o wolne miejsce. Nie ma przymusu uczestnictwa we wszystkich punktach dnia. - Urzekające dla mnie jest to, że ojciec Ludwik odwiedza codziennie gości, pyta o warunki, a przy okazji powie jakąś małą konferencję. Nawet dla dwóch ludzi - wspomina jedna z osób, które od kilku lat przyjeżdżają do Biskupowa. Oczywiście goście zaproszeni są nie tylko do modlitwy i rozmyślań.

To byłby brak harmonii, a Benedykt nazywa rzeczy po imieniu: "Bezczynność jest wrogiem duszy". Dlatego goście zapraszani są również do codziennych zajęć. Sprzątanie, praca w ogrodzie, na łące. Śniadania i kolacje przygotowują sami, a na obiad można przyjść i być ugoszczonym przez benedyktynów. Niekiedy goście mogą jeść z braćmi w refektarzu, czyli klasztornej jadalni. Kto może? - Zależy od stopnia zażyłości z braćmi - tłumaczy brat Marcin. Refektarz jest szalenie skromnie wyposażony, krzesła jak ze szkolnej stołówki, dla opisu kuchennych półek i szafek nie umiem nawet znaleźć odpowiednich określeń, garnki na oko z lat 60. Prostota, to mało powiedziane. Każdy z braci ma tygodniowy dyżur w kuchni, tzn. gotuje dla wszystkich. To jeden z fundamentów wspólnoty traktowanej bardzo konkretnie. Podobnie jak wspólne dormitoria, czyli sypialnie. Nikt nie ma tu własnej celi. Bo - to moja druga "demitologizacja benedyktynów" - zadaniem zakonu nie jest przede wszystkim poprawne wykonywanie śpiewu gregoriańskiego, ale życie we wspólnocie.

Pewnie nie jest to łatwe zadanie, choćby dlatego, że żyje się ze świadomością, iż do końca będzie to wspólnota zasadniczo tych samych ludzi, wzbogacana wprawdzie nowymi kandydatami, ale żyjąca w gęstszej niż w innych klasztorach sieci wzajemnych odniesień. Wystarczy wziąć pod uwagę wspólne dormitoria. A jednak bracia z Biskupowa zaskakują mnie swoją otwartością, naturalnością, spontanicznością. Nawet typem poczucia humoru. - Gdyby mi się nieraz tak chciało gotować, jak mi się nie chce, to już bym dawno skończył - wyznaje brat kucharz. To chyba ten klimat szczerości, brak "pobożnego zadęcia", brak celebrowania własnej pozycji w połączeniu z prostotą i ubóstwem sprzętów klasztornych kazał jednemu z niemieckich benedyktynów powiedzieć: - U was jest tak bardziej prawdziwie.

Mnisi biskupowscy nie krępują się odpowiadać na pytanie o swoje największe wzruszenia. O. Sławomir: Twarze modlących się osób, radość braci, pocałunek wiary złożony na mojej ręce przez ojca, który zostawił u nas swego syna. Br. Damian: Łzy innych towarzyszące przeżywanemu smutkowi bądź radości chwytają mnie za gardło i sprawiają, że mnie samemu zaczynają szklić się oczy. Br. Marcin: Wzrusza mnie przede wszystkim piękno, przez które czuję się kochany. Tym największym dla mnie pięknem jest Kościół w całej jego tajemnicy i prostocie; piękni ludzie, którzy go tworzą, wlewając miłość, radość i pokój w ludzkie serca. Br. Bogdan: Wielka sztuka, która od zawsze krążyła wokół tajemnicy ludzkiego losu, bólu... tragicy greccy, Szekspir, Dostojewski. Br. Radek (najmłodszy w klasztorze): Wzruszam się chwilami naturalnymi, niewymuszonymi, takimi, które pokazują prawdę o człowieku. Tak jak u małych dzieci, które jeszcze nie umiejąc mówić - mówią oczami i uśmiechem.

A ja dodam od siebie, że wzruszyło mnie, iż po pięciu godzinach mojego pobytu nikt w klasztorze nie patrzył wymownie lub ukradkiem na zegarek. Choć zapewniałem, że dwie godziny mi wystarczą. Może tajemnicą benedyktynów jest właśnie czas płynący inaczej, bardziej po ludzku.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7